Zawsze mam mnóstwo twórczych pomysłów. Czasem muszą czekać na swoją kolej, ale zazwyczaj wytwory mojego umysłu mają szansę ujrzeć światło dzienne. Ostatnio jednak dopadła mnie twórcza niemoc. I nie wiem, czy przyczyną jest pogoda za oknem, czy też zbyt dużo siedzenia i inspirowania się, zamiast konkretnego działania (z bólem serca stwierdzam, że chyba jednak jedno i drugie...), a może też zbyt ambitne plany, ale wiem jedno - dopadł mnie marazm i zniechęcenie. Z początkiem roku zaczęłam sobie szyć torebkę. Niedużą - ot, na małe wyjścia z dzieckiem, żebym miała gdzie włożyć portfel, telefon i chusteczki. Niespodziewanie dla samej siebie - poddałam się w połowie drogi. Jeszcze chyba mi się nie zdarzyło, żebym zrezygnowała z realizacji projektu bez żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Zwyczajnie: spakowałam skrawki do reklamówki i bez zbędnych ceregieli wpakowałam do szafy. Może jeszcze do tego wrócę. Może.
Potem przerzuciłam się na papierową wiklinę. Teraz w każdej wolnej chwili kręcę rurki, a potrzebuję ich całe mnóstwo. Oczywiście zamiast przypomnieć sobie, jak pracuje się w papierową wikliną na jakimś mniejszym obiekcie - ja wybrałam sobie bardzo ambitny cel. Mam szczere wątpliwości, że uda mi się go zrealizować. Znowu. Wyczuwam potencjalną porażkę.
Jedyne, co jest moją ostoją i sprawia, że się nie tracę ducha - jest gotowanie. Z kuchni mogłabym nie wychodzić i tylko nawoływania "Mamusiu, chodź tu do mnie" są w stanie sprowadzić mnie z krainy kulinarnych rozmyślań i poczynań do rzeczywistości :) Ostatnio lubię eksperymentować - to, czego kiedyś unikałam jak diabeł święconej wody, teraz staje się największą frajdą. Szukam przepisów, eksperymentuję, kupuję nowe i nieznane sobie składniki i mam z tego ogromną radochę. Na fali kulinarnych eksperymentów wkraczam do świata koktajli i smoothie.
Na pierwszy ogień poszedł napój z buraków. Idea była zacna: przemycić dziecku buraka w innej postaci, bo to chyba jedyne warzywo, do którego ma awersję (w sumie to nawet tego mojego Syna rozumiem - ja również musiałam dorosnąć, aby docenić smak buraków, a przede wszystkim ich walory zdrowotne). No cóż, euforii nie było, ale przynajmniej dla mamusi zostało dużo :) Ja tam nie narzekałam - mi smakowało, ale wiadomo - ja już stara jestem ;P
Dla potomnych podaję przepis. I dla siebie - żeby mi nie umknął w czeluściach internetu:
Składniki:
- 1 duży jogurt naturalny
- 1 banan
- 1 nieduży, ugotowany burak
- 150 g malin
- opcjonalnie: pół łyżeczki ekstraktu z wanilii
Przygotowanie:
Wszystkie składniki zblendować, w razie potrzeby dosłodzić łyżeczką miodu.
Przepis znalazłam u Polki.
A jakie są Wasze ulubione koktajle i połączenia smaków? Pytam, bo szukam inspiracji :) Podzielicie się?
Marta