poniedziałek, 14 grudnia 2020

Metamorfoza lampy stołowej

Dawno mnie tu nie było.

Nie bez powodu. Wciągnęło mnie prawdziwe życie, które nie wymaga ode mnie wirtualnej poprawności. Tam nikomu nie muszę tłumaczyć, dlaczego moje wnętrzarskie wybory są takie, a nie inne. Tam nikt mi nie wbija szpil pod płaszczykiem dobrych rad. Tam nikt mnie nie ocenia po pozorach. Coraz bardziej skłaniam się ku postawie, że dom jest moją twierdzą, moją ostoją i sama nie wiem już, czy w dalszym ciągu będę chciała otwierać go dla osób postronnych. To pewnie też trochę moja odroczona reakcja na TEN wpis. 



Przez cały czas trwałam w przekonaniu, że urządzanie nowego lokum pozwoli mi rozwinąć blogowe skrzydła – wszak to byłaby skarbnica pomysłów na nowe blogowe wpisy! Dziś jednak sama nie wiem, czy naprawdę jeszcze tego chcę i coraz bardziej zastanawiam się, czy nie zakończyć już tego rozdziału mojego życia. Czarę goryczy przelał fakt zmian w obrębie bloggera, który znacznie utrudniają mi edycję postów tak, by efekt finalny zadowalał mnie od strony estetycznej. Może z czasem zostanie to udoskonalone, ale ja już zdążyłam się zniechęcić.

I choć dziś publikuję kolejny wpis, to mocno zastanawiam się, czy nie będzie on jednym z ostatnich. Ot, życie!

Wracając jednak do meritum, tematem dzisiejszego posta będzie metamorfoza kolejnej lampy stołowej. Pamiętacie? Pierwszą pokazywałam Wam TUTAJ – i ta nasza pierwsza lampa wciąż jest z nami. Lampa z dzisiejszego wpisu trafiła w moje ręce za darmo dzięki facebookowej grupie. Wizualnie jej klosz mi w ogóle nie odpowiadał, natomiast ujął mnie kształt drewnianej podstawy. I choć w pierwszym odruchu miałam nawet cichy plan, by przerobić ją na wysoką lampę stojącą, to jednak finalnie pozostała lampą stołową, którą poddałam jedynie niewielkiemu liftingowi.



Pierwszym krokiem metamorfozy było dokładne oczyszczenie jej z warstwy brudu. Następnie farbą o jasnoszarym odcieniu oraz pozłotą o odcieniu perłowym pomalowałam wnętrze abażuru – celowo użyłam do tego pędzla, bo chciałam, by widoczne były wyraźne smugi. Następnie wierzch abażuru obłożyłam zieloną tkaniną pozyskaną...ze starej sukienki. Przyznam, że abażur nie był w idealnym stanie, ale ukrycie go pod warstwą tkaniny i pomalowanie pozłotą pozwoliło ukryć jego mankamenty.

Ci z Was, którzy nie lubią lub nie mają czasu ani ochoty na zabawy w metamorfozy, pozostaje zakup nowej lampy. Świetne egzemplarze znalazłam w sklepie furnigo.pl. I jeśli mam być całkowicie szczera, to tak wiele z proponowanych tam lamp trafia w mój gust, że miałabym prawdziwy problem z wyborem tej jednej jedynej.



Tymczasem nasza stara/nowa lampa, jest kolejnym świet(l)nym nabytkiem, który z pewnością znajdzie honorowe miejsce w naszym starym/nowym domu. Już nie mogę się tego doczekać!

Czy będzie Wam dane to zobaczyć? Jeszcze nie wiem. Tak więc, być może, do napisania…


Marta


poniedziałek, 14 września 2020

Jak tanio urządzić ogród?

Wiadomo, że zarówno dom, jak i ogród można urządzić „na bogato”, ale dużo częściej spotykanym rozwiązaniem jest wersja budżetowa, zakładająca pewne finansowe cięcia. Nasz ogród jest tego namacalnym przykładem. W trakcie remontu domu ogród nie jest moim priorytetem – mimo wszystko chcę jednak, by był miły dla oka zarówno naszego, jak i osób nas odwiedzających. Podjęliśmy więc decyzję, że powoli, małymi krokami, będziemy robić to, co jest w zakresie naszych możliwości.



W trakcie planowania tego niewielkiego skrawka przestrzeni przy domu przejrzałam niezliczone ilości inspirujących zdjęć, zarwałam wiele nocy, przeczytałam mnóstwo artykułów i mam wiele przemyśleń związanych z urządzaniem ogrodów. Jedną z nich jest to, że można stworzyć bajkowy ogród bez nadmiernego drenowania kieszeni. Jak? O tym będzie dzisiejszy wpis.



 Jak tanio urządzić ogród?

1. Stwórz koncepcję ogrodu
Stworzenie koncepcji ogrodu to pierwszy i najważniejszy punkt. To ona będzie bazą do budowania rzeczywistej wersji ogrodu. Przemyślana koncepcja to oszczędność: unikamy przypadkowych i niepasujących rozwiązań. Ja założyłam, że w moim ogrodzie postawię na rośliny niekłopotliwe i w konkretnej tonacji kolorystycznej – dzięki temu na zakupach zupełnie ignoruję rośliny, które nie spełniają tych wytycznych.


2. Postaw na pracę własną
To kolejny z najważniejszych punktów tego zestawienia. Taka prawda: by tanio urządzić ogród, należy zakasać rękawy i zabrać się do pracy. Ciężkiej pracy – trzeba oddać. Niejednokrotnie trzeba przewieźć tony ziemi i przenieść tony kamieni, by nadać ogrodowi pożądaną formę. Ale warto – widok powstającego ogrodu to ogromna satysfakcja!


3. Kupuj w dobrych cenach
Kupuj w dobrych cenach to, co komuś już jest niepotrzebne. Przykładem mogą być materiały budowlane i wykończeniowe – np.resztki kostki brukowej, która została komuś po pracach brukarskich. Jeśli wiesz, że będziesz ją w stanie wykorzystać, np.do stworzenia ścieżki ogrodowej (a wiesz to z punktu 1) – to dlaczego nie kupić jej taniej?


4. Wymieniaj się
To moje tegoroczne odkrycie! Facebookowe grupy służące do wymiany ogrodowych skarbów to świetne rozwiązanie, jeśli masz w swoim ogrodzie (albo masz legalny dostęp do takiego ogrodu) nadmiar roślin, które chciałbyś wymienić na inne. Warto poszukiwać grup lokalnych, co znacznie ułatwia wymianę.

5. Wykorzystuj to, co już masz
Wiekowe gazony, gliniane doniczki, cynkowe naczynia, drewniane beczki, kamienie… - jeśli tylko pasują Ci do koncepcji, to dlaczego by ich nie wykorzystać w ogrodowej aranżacji?

6. Bądź elastyczny
Czasem zdarza się, że wymarzona roślina, która miała zajmować zaszczytne miejsce w ogrodzie, jest za droga lub niedostępna. Czy w związku z tym masz przekreślić cały swój plan na ogród? A skąd! Bądź elastyczny, szukaj zamiennika, nie zamykaj się na inne opcje. Może okazać się, że alternatywa wcale nie będzie gorsza od zaplanowanego ideału!


7. Zrób sam
W ogrodzie – poza wspaniałym roślinami, warto również mieć dekoracje, które dodatkowo podkreślą urodę otoczenia. W naszym przypadku będą to ptaki wykonane z kamieni i metalu oraz ogrodowa kula, którą jakiś czas temu pokazywałam Wam w TYM poście, a która wciąż jeszcze czeka na swoją premierę w ogrodzie. Stawiam, że będzie to wiosna 2021.


8. Poluj na okazje!
Zwłaszcza na koniec sezonu: sklepy pozbywają się wówczas niektórych roślin – możesz je wtedy kupić za śmieszne pieniądze. Ja w ten sposób nabyłam wiele roślin do naszego ogrodu.


Zdjęcia ogrodu, które dziś widzicie, były robione równo dwa miesiące temu. Dziś ten fragment obejścia wygląda już inaczej – rośliny się rozrosły, doszły nowe egzemplarze. W przyszłym roku planuję kolejne nasadzenia oraz dołączenie dekoracji i oświetlenia. I szczerze? Już nie mogę się tego doczekać, bo wiem, że będzie tak, jak sobie wymarzyłam i zaplanowałam (w dużym stopniu tak, jak pisałam w TYM wpisie). Cieszę się, że niewielkim kosztem powstał naprawdę przyjemny kawałek ogrodu.


Do napisania
Marta
























piątek, 7 sierpnia 2020

Noc

Noc... Czasem zdarza mi się taka bezsenna. I choć sama w sobie jest niesamowicie frustrująca, to jednocześnie jej owoce bywają słodkie niczym czerwcowe truskawki.
Bo noc to najlepsza pora na przemyślenia. Umysł - nie narażony na szturmujące go zewsząd bodźce, pracuje zupełnie inaczej, wyzwalając w człowieku zupełnie inne refleksje aniżeli w ciągu dnia.
Noc - to wcale nie taka głucha cisza, jak Ci się wydaje. Wiosną towarzyszy jej niesamowity jazgot ptaków. W pewnym momencie stwierdzasz, że to nawet przyjemne, bo przynajmniej nie jesteś osamotniony w swej bezsenności. 



Noc... To wtedy powstają najbardziej kreatywne pomysły, z których większość nie ma szansy ujrzeć światła dziennego -  z nadejściem poranka umykają z pamięci niczym stado spłoszonych antylop wraz z pojawieniem się drapieżnika. Nie zliczę, ile błyskotliwych tekstów powstało nocą w mojej głowie - i tylko tam. Nie przelałam ich na papier ani klawiaturę, bo rano nadeszło zbyt niespodziewanie - aż żal tych wszystkich pięknych, lecz bezpowrotnie utraconych konstrukcji zdań i wyszukanych epitetów...
Noc...to pora strachu. Ciemna, mroczna niczym najgłębsza czeluść piekieł, może pochłonąć Cię w najmniej spodziewanym momencie, budząc Tobie tylko znane troski, strachy i niepewności..Tylko postękiwanie syna i ciepły oddech męża na karku są w stanie sprowadzić moje myśli na właściwe tory, a cały ten zamęt w głowie kończy się wtedy niezbyt konstruktywnym wnioskiem, że przecież "jakoś to będzie!" Czarne scenariusze - towarzyszą mi często, ale właśnie w nocy są najbardziej dotkliwe i przejmujące. Nierzadko dopiero słońce poranka jest w stanie rozwiać mrok w mojej głowie. To wtedy masz szansę zacząć doceniać proste szczęścia - gdy dosięgnie Cię widmo ich utraty:

Pochyliłeś się kiedyś nad trawą? Tą zwykłą pospolitą, zieloną trawą, która nie przywołuje żadnych skojarzeń ani emocji? To teraz pomyśl, czym byłby świat bez trawy... Bezduszną pustynią. Jeśli wciąż uważasz, że bredzę, to pomyśl o tych wszystkich piknikach, które zrobiłbyś na kamienistym gruncie... Pomyśl o pierwszych krokach i upadkach swojego ukochanego dziecka na twardym betonie. Boli? Jeszcze jak - choć to przecież tylko twoja wyobraźnia! Pomyśl o domowych obejściach pełnych spękanej ziemi, od której latem uderza gorącym powietrzem, a jesienią i wiosną tę ziemię wnosisz na swoich ubłoconych butach do wypielęgnowanego domu... Rozumiesz już, o co chodzi?

Każdy ma inną definicję szczęścia, choć w większości przypadków sprowadza się ona do bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Ukochane dziecko, najwspanialszy na świecie mąż, wspierająca Cię rodzina obok - czy to nie właśnie to jest kwintesencją szczęścia? Bo szczęście to stan umysłu i tylko od Ciebie zależy, ile go doświadczysz. Postanowiłam, że w tym roku będę szczególnie doceniać te dobre chwile - a jeśli się postarać, to można uzbierać ich całkiem sporo każdego dnia. Nie są czymś wyjątkowym - wystarczy tylko zacząć je dostrzegać. Szczęście to nie stan wiecznej ekstazy - to umiejętność doceniania błahostek i suma drobnych radości. Nie będzie szczęśliwym ten, kto dostrzega jedynie mroczne strony życia i na nich skupia całą swoją energię. Ja świadomie odcinam się od tego. I choć w ramach solidarności z malkontentami mogłabym teraz zacząć swoją tyradę, że zaczyna mi szwankować komputer (przez co piszę ten tekst po raz drugi, a kolejne piękne i przemyślane frazy zniknęły bezpowrotnie wraz z komunikatem "Wystąpił nieoczekiwany błąd i trzeba wyłączyć komputer"), telefon też zaraz wyzionie ducha, pogoda mi nie odpowiada, a świat jest zły, cyniczny i fałszywy - to ja wolę na przekór. Wypłakałam już chyba cały swój zapas łez, więc teraz chcę się tylko śmiać: bo mam wokół siebie cudowne osoby (i tylko takie, od toksycznych się skutecznie odcięłam), które mnie wspierają i życzą tylko dobrze. Bo szczęście to umiejętność dostrzegania błahostek - takich oczywistości i ulotnych okruchów codzienności, które wydają nam się tak prozaiczne, że nie jesteśmy w stanie dostrzec ich piękna. Poza tym uśmiechnij się - nic tak nie wkurza ludzi, jak szczęście innych :D


Dziś, poza tak oczywistymi sprawami jak zdrowie i spokój najbliższych, marzę przede wszystkim o tym, by nigdy, przenigdy nie zatracić w sobie pokory wobec życia i szacunku do drugiego człowieka. Jednocześnie chciałabym być postrzegana przez innych nie przez pryzmat tego, co posiadam, ale jakim jestem człowiekiem. 

Ot, takie moje przemyślenia z bezsennej nocy... A zdjęcia - to cudowne wspomnienie tegorocznej wiosny :)

Do napisania
Marta

poniedziałek, 25 maja 2020

Inspiracje prezentowe na Dzień Matki

Mama... 

Jest zawsze obok. 
Wspiera w trudnych chwilach. 
Podtrzymuje na duchu, kiedy mam momenty zwątpienia. 
Podaje pomocną dłoń, gdy trzeba - a ostatnio trzeba często. 
Nieważne, jaką formę przybiera ta pomoc - wiem, że mama zawsze jest przy mnie. 

I choć jako introwertyk bardzo chronię swoją strefę prywatną, to jednak wiem, że na mamę zawsze mogę liczyć. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie odwdzięczyć się jej za wszystko, co dla mnie zrobiła. No kocham ją, po prostu - choć zdecydowanie za rzadko jej o tym mówię. 

W tym roku - wyjątkowo - ten dzień spędzimy inaczej. Zresztą ten rok w ogólnym rozrachunku jest cały inny, więc niewielkie odstępstwo od corocznej rutyny nie powinno nikogo dziwić. Mieszkamy jeszcze razem, więc na pewno będzie wspólne ciasto i kawa (dla chętnych), ale nie będzie wyszukanych prezentów, bo tegoroczne priorytety są skierowane w inne rejony naszych działań. 
Planowałam zrobić jakiś prezent własnoręcznie, nawet miałam plan - ale wiem już, że choćbym stawała na rzęsach, to i tak nie zdążę. Pozostają mi więc z serca płynące życzenia i przygotowanie pysznej kawy - a Wam chciałam pokazać inspiracje prezentowe na Dzień Matki: tegoroczny lub każdy następny.




8. Kolczyki Skagen 
11. BIO Pomadka ochronna do ust 2w1 Gracja, 5g

16. Pudełko na biżuterię Stackers 


Częstujcie się moimi prezentowymi pomysłami, korzystajcie z gotowych podpowiedzi, czerpcie z nich inspirację, ale niech prezenty nie przesłonią Wam prawdziwej wartości i istoty tego wyjątkowego dnia. Cudownego Dnia Matki!

Marta

środa, 13 maja 2020

Rękodzieło w czasach koronawirusa: ręcznie robiona kartka na chrzest

Aktualna sytuacja w kraju jest jak pogoda za oknem - każdy ją widzi. Każdy też dostosowuje do niej swoje życie, wdrażając wiele zapomnianych umiejętności i znacznie zwiększając poziom niezależności i samowystarczalności. Pieczenie chleba stało się w okresie największej izolacji wręcz sportem narodowym i właściwie głupio się było przyznać, że ja chleba nie piekłam, tylko kupowałam w pobliskiej piekarni. Nie zmienia to jednak faktu, że ilość wyjść na zakupy spożywcze została przeze mnie ograniczona do minimum i tak się do tego przyzwyczaiłam, że nawet teraz, po złagodzeniu zaostrzeń, nie robię ich zbyt często. Definitywnym znakiem, że należy wybrać się na zakupy, jest u nas brak sera żółtego w lodówce :D


Izolacja wpłynęła jednak bardzo pozytywnie na sferę rękodzielniczą w moim życiu. W tym czasie powstała moja kula ogrodowa z materiałów budowlanych, które miałam w domu (dokładnie TA), uszyłam sobie pierwsze płatki kosmetyczne zero waste - ze starej, zużytej piżamy. Resztka innej tkaniny (btw. ze starej spódnicy, którą częściowo wykorzystałam już do uszycia TEJ poduszki) posłużyła mi do uszycia maseczek ochronnych na twarz... Najświeższym wytworem moich rąk jest z kolei kartka na chrzest, która stanowiła komplet do prezentu.



Z racji tego, że uroczystość odbywała się krótko po ponownym uruchomieniu sklepów, zdawałam sobie sprawę, że ich oferta będzie ograniczona. Ponadto kartki pod względem wizualnym i cenowym pozostawiają często wiele do życzenia, a ich jedyną zaletą jest gotowa treść. Co więc zrobiłam? Ano postanowiłam wrócić do źródeł i zrobić kartkę własnoręcznie. Przyznam, że trochę wyszłam z wprawy, a zgrabiała palce nie chciały mnie słuchać, ale ostateczny efekt nie był chyba najgorszy i przyznam, że dobrze komponował się z resztą prezentu.

Wykorzystałam bardzo proste i ogólnodostępne materiały papiernicze. Zależało mi, żeby front kartki był dokładnie taki sam, jak papier do pakowania prezentów, którego zamierzałam użyć. Przykleiłam więc kawałek tego właśnie papieru na cieniutką tekturę, wycięłam pożądany kształt, a następnie przeszyłam brzegi. Nie wyszło idealnie, bo widoczne były leciutkie pofałdowania papieru, ale nie było to dużym problemem, bo i tak większość tej powierzchni została zakryta przez pozostałe elementy wykończeniowe kartki. Tym sposobem różowy papier stanowi wdzięczne, delikatne tło: robi dobrą robotę, ale nie jest pierwszoplanowym bohaterem.



Pozostałe elementy kartki to kawałki wycięte z białego papieru ozdobnego z postrzępionymi brzegami, własnoręcznie zrobione kwiatki z papieru (w kolorach tych samych, jakie zostały użyte na pozostałej części kartki) - robione dokładnie tym samym sposobem, jak w TYM wpisie oraz wstążka w dwóch delikatnych kolorach. 

Prosto i nieskomplikowanie - pod warunkiem, że ktoś ma jakieś 3 godziny wolnego czasu :D Ja się trochę przeliczyłam z czasem, ale pewnie wynikało to z kiepskiej organizacji miejsca pracy i materiałów. Byłoby prościej, gdybym nie miała wszystkiego pochowanego głęboko w szafkach, a biurko (pisałam o nim TU) byłoby choć odrobinę większe :D Zdążyłam dosłownie na ostatnią chwilę! Chrzest już za nami - idę więc sprzątać ten papierniczy bałagan, który sama zrobiłam, a Was zostawiam z gotową kartką. Inspirujcie się!

Do napisania
Marta

poniedziałek, 4 maja 2020

Syngonium "White Butterfly". Zroślicha - pielęgnacja i uprawa.

Od ostatniego posta dotyczącego moich roślin domowych (TUTAJ) sytuacja odrobinę się zmieniła. Doszły nowe egzemplarze, a stan starych znacząco się poprawił. Pewnie niebagatelny wpływ na to miała zmiana pory roku: zima dała moim kwiatom w kość, ale dziś widzę, że odradzają się bardzo żwawo. I choć stan np. jednego z moich starców Rowleya wciąż woła o pomstę do nieba, to i tak widzę, że proces niszczenia się zatrzymał. Cieszy mnie to bardzo, bo uważam, że dom bez kwiatów jest pusty i mało przytulny. Każda strata rośliny domowej wywołuje więc u mnie prawdziwy ból serca. 


Wraz z nadejściem wiosny mój kwiatozbiór powiększył się jednak niespodziewanie o kilka nowych okazów. Przybył mi patyczak (taki w cienkimi odnóżkami, jak w TYM wpisie). Zobaczymy, jak sobie z nim poradzę, bo poprzedni egzemplarz najpierw był bezproblemowy, później przestaliśmy się dogadywać, a teraz znów rośnie jak szalony. Zaczynam podejrzewać, że nasz etap niezrozumienia przypadł na okres zimowy i jego spadek formy niekoniecznie był skutkiem mojego niedopatrzenia. Nie pozostaje mi nic innego, jak obserwować oba egzemplarze. Czas pokaże, czy jesteśmy sobie pisani. 

Kolejną rośliną jest pieniążek, czyli popularna pilea. Jej pojawienie się u mnie w domu to efekt wymiany roślin na fb. Napiszę o tym w jednym z przyszłych wpisów. 

Las but not least: syngonium, czyli bardziej swojsko zroślicha. Nabyta w drodze kupna podczas zakupów budowlanych w Leroy Merlin. Pod względem wymagań zupełnie niedopasowana do moich preferencji, ale cena i uroda rośliny nie pozwoliły mi przejść obok niej obojętnie. Zakupy roślin w marketach budowlanych to również temat - rzeka, który zasługuje na osobny wpis. 


Ponadto wraz z nadejściem wiosny wzięłam w obroty moje sansewierie, które wymagały odrobiny uwagi i troski: przesadziłam je do świeżej ziemi, rozdzielając zbyt rozrośnięte egzemplarze. Tym sposobem mam w tej chwili 5 doniczek wężownicy - sporo, ale w perspektywie przeprowadzki do ogromnego Starego Domu to wcale nie jest tak dużo. 

Kusi mnie również próba rozmnożenia starca Rowleya. Niekoniecznie dlatego, żeby mieć więcej kwiatów, ale żeby trochę optycznie wyrównać wygląd moich dwóch egzemplarzy, z których jeden jest prawie łysy, a drugi to nieokiełznany busz.

Syngonium - wymagania, pielęgnacja i uprawa


Aktualnie wśród moich kwiatów doniczkowych egzemplarzem wymagającym największej troski wydaje się być syngonium. To roślina, która wymaga żyznego, przepuszczalnego i stale wilgotnego podłoża, jak również wilgotnego powietrza. Wydaje mi się, że zroślicha świetnie będzie się czuła w bliskim sąsiedztwie naszego nawilżacza powietrza (TUTAJ pisałam o tym, jaki nawilżacz powietrza wybraliśmy dla nas i dlaczego). To pnącze, które potrzebuje podpór - chociaż gdzieś przeczytałam, że doskonale sprawdzi się również jako roślina wisząca. Preferuje dobrze oświetlone, ale nie bezpośrednio nasłonecznione stanowiska. Z tego, co zdołałam ustalić, mój egzemplarz to chyba gatunek "White Butterfly". Ozdobą roślin są głównie liście - kwiaty nie są zbyt okazałe ani szczególnie ozdobne. Zroślicha nie lubi przeciągów i preferuje temperaturę około 24 stopni Celsjusza. Wymaga również intensywnego podlewania w okresie wzrostu, a od kwietnia do sierpnia nawożenia nawozem dla roślin doniczkowych. Jak widać, ma spore wymagania - czas pokaże, jak długo będzie mi dane się nią nacieszyć. 

Do następnego
Marta

sobota, 25 kwietnia 2020

Dekoracyjna kula ogrodowa (diy)


Dzięki temu, że koncepcja ogródka przed domem wydaje mi się odpowiednio dopracowana i przemyślana, wiem już, do jakiego efektu końcowego będę dążyć. Jak mniej więcej ma wyglądać nasz ogród, pisałam Wam w poprzednim poście >>TUTAJ<<

Wspominałam tam, że mam słabość do kulistych form i chciałabym, żeby takie właśnie elementy się tam znalazły. Nic więc dziwnego, że ostatnio moją głowę zaczęły zaprzątać dekoracyjne kule do ogrodu. Przeglądając inspiracyjne zdjęcia na Pintereście zakochałam się w betonowych kulach – nie byłam jednak pewna, czy dobrze by się komponowały w sąsiedztwie Starego Domu. Ja wiem, że betonowe dekoracje ogrodowe święcą dzisiaj triumfy i właściwie bardzo mi się one podobają, w moim odczuciu bardziej jednak pasują do nowoczesnej architektury. Mimo wszystko chciałam, by znalazły się u nas jakieś kule ogrodowe, które są wspaniałą dekoracją każdego ogrodu.


Uważam bowiem, że poza roślinami, które same w sobie są przecież ozdobą, warto też wprowadzić dekoracje do ogrodu. Uważam, że tak jak wnętrza wymagają dopieszczenia w postaci dodatków, tak i ogród dużo lepiej prezentuje się, gdy uzupełnimy jego aranżację o niebanalne dekoracje. W naszym ogródku przed domem takim akcentem będą z pewnością kamienno – metalowe ptaki oraz dekoracyjne kule ogrodowe właśnie.


Nie byłabym jednak sobą, gdybym po prostu poszła do sklepu i je kupiła albo zamówiła siedząc wygodnie na kanapie. Ja postanowiłam zrobić swoją własną kulę wykorzystując popularne i ogólnodostępne materiały. Nie bez znaczenia był fakt, że wszystkie te materiały miałam pod ręką – wiadomo, jak to przy remoncie domu. Przy robieniu mojej kuli popełniłam chyba wszystkie możliwe błędy, ale na szczęście udało się ją uratować. Ostatecznie spod moich rąk wyszła mozaikowa kula do ogrodu, a ja przy okazji chciałabym Wam napisać, jak możecie stworzyć podobną:


Kula do ogrodu (diy) – jak ją zrobić?
 

Potrzebne materiały i akcesoria:
- tkanina, najlepiej z naturalnych włókien (np.bawełna)
- piłka plażowa – najprostsza, np. taka jak >>TU<<
- folia strech lub spożywcza
- marker
- cement
- niewielka szpachla (np. >>TAKA<<)
- klej do płytek (lub inny)
- woda
- niewielkie wiaderko
- resztki gresu
- młotek
- rękawiczki
- grunt głęboko penetrujący
- pędzel
- papier ścierny o granulacji 120
- baaaardzo dużo czasu i motywacji
Wybaczcie kiepskie zdjęcia – robione telefonem „w biegu” (gdy mi się przypomniało) podczas prac. Tu nie było miejsca na wybitne aranżacje :D

1. Przygotuj wszystkie niezbędne materiały i akcesoria. Nie ma nic bardziej irytującego, niż gorączkowe poszukiwania potrzebnych produktów, gdy właśnie zasycha Ci klej :)

2. Napompuj piłkę, owiń ją folią i zaznacz markerem okrąg wokół ustnika do nadmuchiwania piłki. To będzie obszar, który pozostawiamy nienaruszony i który pozwoli na wyciągnięcie piłki po stworzeniu formy.

3.Przygotuj tkaninę: potnij ją na paski o różnej długości i szerokości – praktyka pokaże Ci, jaki format jest najbardziej odpowiedni dla Twojego projektu. Wstępnie zacznij od 7x30cm. Najlepiej, by była to tkanina wykonana z naturalnych włókien, ale tak naprawdę nada się również każda inna. Ja wykorzystałam starą, chyba poliestrową firankę, która jeszcze do niedawna wisiała w oknach Starego Domu. Po pocięciu na paski, zamoczyłam je, a potem mocno odcisnęłam.

4. W małym wiaderku wymieszaj cement w wodą do postaci gęstej papki. Zaprawa nie może być zbyt rzadka, bo ostateczna forma wyjdzie zbyt wiotka. Do powstałej papki wrzuć mokre paski tkaniny, a następnie tymi paskami zacznij obkładać piłkę zabezpieczoną folią.  Prace musisz podzielić na kilka etapów (przynajmniej 2), ponieważ poszczególne elementy formy muszą zdążyć zaschnąć, zanim zaczniesz opracowywać drugą stronę piłki.


5. Gdy po wyschnięciu formy uznasz, że jest wystarczająco sztywna i wytrzymała, wypuść powietrze z piłki – Twoja forma jest gotowa. Teraz wystarczy ją tylko lekko przeszlifować i pomalować gruntem.


6. W tym punkcie możesz przystąpić do przyjemniejszej części prac :) Zacznij od przygotowania gresu: przy pomocy młotka potłucz gres na kawałki (niezbyt małe, ale też nie za długie). Uważaj, bo gres mocno odskakuje pod wpływem uderzeń młotka. Przygotuj ich sporo, bo musisz mieć pewien zapas. W swoim projekcie wykorzystałam resztki gresu, które zostały nam po kafelkowaniu piwnicy. To były ścinki, które już nie nadawały się do wykorzystania nigdzie w domu, ale doskonale sprawdziły się do zrobienia tej kuli.

7. W małym wiaderku rozrób niewielką ilość kleju. Pewnie najlepszy byłby klej do płytek, ale ja miałam do dyspozycji klej do styropianu (właściwie nie wiem skąd, bo nie mamy na budowie styropianu :P), ale przykleiłam gres właśnie na takim kleju i wszystko trzyma się wyśmienicie :) Pamiętaj: kleju ma być mało – lepiej dorobić, niż wyrzucić! Posmaruj fragment formy klejem i zacznij przyklejać kawałki gresu, starając się je dopasowywać do siebie tak, by odstępy między poszczególnymi fragmentami były mniej więcej  jednakowe. Mniej więcej – nie musisz tego robić z miarką :)

8. Na ten etap prac zarezerwuj sobie sporo czasu: musisz to robić po kawałku, czekając aż poszczególne fragmenty wyschną. Pamiętaj przy tym, by ściągać pozostały klej z fragmentów, których w danej chwili nie będziesz obklejać. W przeciwnym razie klej zaschnie i trudno Ci to będzie zrobić później, a konieczna jest równa powierzchnia formy.


9. Gdy okleisz gresem całą kulę, musisz ją zafugować. Ja wykorzystałam dokładnie ten sam klej, którego użyłam do przyklejenia gresu. Czyścisz kulę i już! Twoja mozaikowa kula ogrodowa jest gotowa!


Koszt: trudno tu mówić o kosztach, gdy wszystko miałam w domu. Zakładając, że wykorzystałam 0,5 worka cementu (nie wykorzystałam) i 0,5 worka kleju (może wykorzystałam, nie wiem dokładnie!) to koszt mojej kuli to jakieś 20zł – nie licząc oczywiście czasu własnego. Myślę, że było warto. 


A Wy jak uważacie?
Marta