sobota, 25 kwietnia 2020

Dekoracyjna kula ogrodowa (diy)


Dzięki temu, że koncepcja ogródka przed domem wydaje mi się odpowiednio dopracowana i przemyślana, wiem już, do jakiego efektu końcowego będę dążyć. Jak mniej więcej ma wyglądać nasz ogród, pisałam Wam w poprzednim poście >>TUTAJ<<

Wspominałam tam, że mam słabość do kulistych form i chciałabym, żeby takie właśnie elementy się tam znalazły. Nic więc dziwnego, że ostatnio moją głowę zaczęły zaprzątać dekoracyjne kule do ogrodu. Przeglądając inspiracyjne zdjęcia na Pintereście zakochałam się w betonowych kulach – nie byłam jednak pewna, czy dobrze by się komponowały w sąsiedztwie Starego Domu. Ja wiem, że betonowe dekoracje ogrodowe święcą dzisiaj triumfy i właściwie bardzo mi się one podobają, w moim odczuciu bardziej jednak pasują do nowoczesnej architektury. Mimo wszystko chciałam, by znalazły się u nas jakieś kule ogrodowe, które są wspaniałą dekoracją każdego ogrodu.


Uważam bowiem, że poza roślinami, które same w sobie są przecież ozdobą, warto też wprowadzić dekoracje do ogrodu. Uważam, że tak jak wnętrza wymagają dopieszczenia w postaci dodatków, tak i ogród dużo lepiej prezentuje się, gdy uzupełnimy jego aranżację o niebanalne dekoracje. W naszym ogródku przed domem takim akcentem będą z pewnością kamienno – metalowe ptaki oraz dekoracyjne kule ogrodowe właśnie.


Nie byłabym jednak sobą, gdybym po prostu poszła do sklepu i je kupiła albo zamówiła siedząc wygodnie na kanapie. Ja postanowiłam zrobić swoją własną kulę wykorzystując popularne i ogólnodostępne materiały. Nie bez znaczenia był fakt, że wszystkie te materiały miałam pod ręką – wiadomo, jak to przy remoncie domu. Przy robieniu mojej kuli popełniłam chyba wszystkie możliwe błędy, ale na szczęście udało się ją uratować. Ostatecznie spod moich rąk wyszła mozaikowa kula do ogrodu, a ja przy okazji chciałabym Wam napisać, jak możecie stworzyć podobną:


Kula do ogrodu (diy) – jak ją zrobić?
 

Potrzebne materiały i akcesoria:
- tkanina, najlepiej z naturalnych włókien (np.bawełna)
- piłka plażowa – najprostsza, np. taka jak >>TU<<
- folia strech lub spożywcza
- marker
- cement
- niewielka szpachla (np. >>TAKA<<)
- klej do płytek (lub inny)
- woda
- niewielkie wiaderko
- resztki gresu
- młotek
- rękawiczki
- grunt głęboko penetrujący
- pędzel
- papier ścierny o granulacji 120
- baaaardzo dużo czasu i motywacji
Wybaczcie kiepskie zdjęcia – robione telefonem „w biegu” (gdy mi się przypomniało) podczas prac. Tu nie było miejsca na wybitne aranżacje :D

1. Przygotuj wszystkie niezbędne materiały i akcesoria. Nie ma nic bardziej irytującego, niż gorączkowe poszukiwania potrzebnych produktów, gdy właśnie zasycha Ci klej :)

2. Napompuj piłkę, owiń ją folią i zaznacz markerem okrąg wokół ustnika do nadmuchiwania piłki. To będzie obszar, który pozostawiamy nienaruszony i który pozwoli na wyciągnięcie piłki po stworzeniu formy.

3.Przygotuj tkaninę: potnij ją na paski o różnej długości i szerokości – praktyka pokaże Ci, jaki format jest najbardziej odpowiedni dla Twojego projektu. Wstępnie zacznij od 7x30cm. Najlepiej, by była to tkanina wykonana z naturalnych włókien, ale tak naprawdę nada się również każda inna. Ja wykorzystałam starą, chyba poliestrową firankę, która jeszcze do niedawna wisiała w oknach Starego Domu. Po pocięciu na paski, zamoczyłam je, a potem mocno odcisnęłam.

4. W małym wiaderku wymieszaj cement w wodą do postaci gęstej papki. Zaprawa nie może być zbyt rzadka, bo ostateczna forma wyjdzie zbyt wiotka. Do powstałej papki wrzuć mokre paski tkaniny, a następnie tymi paskami zacznij obkładać piłkę zabezpieczoną folią.  Prace musisz podzielić na kilka etapów (przynajmniej 2), ponieważ poszczególne elementy formy muszą zdążyć zaschnąć, zanim zaczniesz opracowywać drugą stronę piłki.


5. Gdy po wyschnięciu formy uznasz, że jest wystarczająco sztywna i wytrzymała, wypuść powietrze z piłki – Twoja forma jest gotowa. Teraz wystarczy ją tylko lekko przeszlifować i pomalować gruntem.


6. W tym punkcie możesz przystąpić do przyjemniejszej części prac :) Zacznij od przygotowania gresu: przy pomocy młotka potłucz gres na kawałki (niezbyt małe, ale też nie za długie). Uważaj, bo gres mocno odskakuje pod wpływem uderzeń młotka. Przygotuj ich sporo, bo musisz mieć pewien zapas. W swoim projekcie wykorzystałam resztki gresu, które zostały nam po kafelkowaniu piwnicy. To były ścinki, które już nie nadawały się do wykorzystania nigdzie w domu, ale doskonale sprawdziły się do zrobienia tej kuli.

7. W małym wiaderku rozrób niewielką ilość kleju. Pewnie najlepszy byłby klej do płytek, ale ja miałam do dyspozycji klej do styropianu (właściwie nie wiem skąd, bo nie mamy na budowie styropianu :P), ale przykleiłam gres właśnie na takim kleju i wszystko trzyma się wyśmienicie :) Pamiętaj: kleju ma być mało – lepiej dorobić, niż wyrzucić! Posmaruj fragment formy klejem i zacznij przyklejać kawałki gresu, starając się je dopasowywać do siebie tak, by odstępy między poszczególnymi fragmentami były mniej więcej  jednakowe. Mniej więcej – nie musisz tego robić z miarką :)

8. Na ten etap prac zarezerwuj sobie sporo czasu: musisz to robić po kawałku, czekając aż poszczególne fragmenty wyschną. Pamiętaj przy tym, by ściągać pozostały klej z fragmentów, których w danej chwili nie będziesz obklejać. W przeciwnym razie klej zaschnie i trudno Ci to będzie zrobić później, a konieczna jest równa powierzchnia formy.


9. Gdy okleisz gresem całą kulę, musisz ją zafugować. Ja wykorzystałam dokładnie ten sam klej, którego użyłam do przyklejenia gresu. Czyścisz kulę i już! Twoja mozaikowa kula ogrodowa jest gotowa!


Koszt: trudno tu mówić o kosztach, gdy wszystko miałam w domu. Zakładając, że wykorzystałam 0,5 worka cementu (nie wykorzystałam) i 0,5 worka kleju (może wykorzystałam, nie wiem dokładnie!) to koszt mojej kuli to jakieś 20zł – nie licząc oczywiście czasu własnego. Myślę, że było warto. 


A Wy jak uważacie?
Marta

piątek, 17 kwietnia 2020

DOMOWE POTYCZKI #9: Ogród w starym domu. Co zaplanowaliśmy? Co zrobiliśmy?


Jestem istotą wiejską – nie potrafiłabym się odnaleźć w miejskiej dżungli i tam żyć. Dziś zresztą chyba każdemu dom na wsi otoczony ogrodem jawi się jako raj na ziemi. Na wsi przymusowa izolacja nie jest bowiem tak dokuczliwa jak w mieście. Każdego dnia coraz bardziej doceniam to, że mogę wyjść na dwór, wystawić twarz do słońca i poczuć wiatr we włosach.


Bo tego, z czym przyszło nam się dziś mierzyć – nie przewidział chyba nikt. Nawet najbardziej wybujała wyobraźnia nie potrafiłaby wymyślić tego scenariusza, którego zakończenia – to chyba najgorsze – nie da się przewidzieć. Dziś więc moim największym zmartwieniem nie jest konieczność odseparowania się od społeczeństwa, a strach o bliskich. Martwię się każdego dnia, gdy żegnam się z rodzicami idącymi do pracy, umieram ze strachu całując męża na pożegnanie. Tak po ludzku – zwyczajnie się o nich boję. Również niepewność jutra i szybko topniejące oszczędności spędzają mi sen z powiek. Za nami trudny rok i jeszcze 2 miesiące temu wydawało się, że najgorsze już za nami, tymczasem to dopiero był przedsmak. Marne pocieszenie, że w tym bagnie nie jesteśmy sami i tak naprawdę wszyscy toniemy. Pomijając już fakt, że martwię się o byt naszej firmy, to szczerze współczuję również innym, których ta sytuacja dotknęła. Widzę, jak wszyscy starają się ratować swoje biznesy i jakoś przetrwać ten trudny czas. Bardzo podoba mi się inicjatywa wspierania polskich (a przede wszystkim lokalnych) przedsiębiorców, którzy starają się jakoś przystosować do zaistniałej rzeczywistości. Całym sercem wspieram więc akcję #niepozwolecisiezamknac. Wśród tych, którym kibicuję szczególnie mocno, znalazła się między innymi moja ulubiona Pracownia Florystyki, która dla bezpieczeństwa swojego i swoich klientów zamknęła swoje drzwi już jakiś czas temu. Cały czas jednak istnieje możliwość zakupów online, z której i ja zamierzam za jakiś czas skorzystać – polecam ją Waszej uwadze. Zerknijcie na ich profil na fb, IG lub na Allegro.


Nie jest tajemnicą, że mój mąż też prowadzi działalność gospodarczą i nas również bezpośrednio dotyka zaistniała sytuacja. Jako mikroprzedsiębiorcy jesteśmy częścią rodzimej gospodarki, która traktowana jest jako zło konieczne, chwast pośród kwiecistej łąki sektora przedsiębiorstw państwowych. Dziś więc moje przerażenie pandemią miesza się z pustym śmiechem  w odpowiedzi na pseudopomoc dla polskiej gospodarki. I nic więcej nie powiem, bo byłaby to wysoce niecenzuralna wypowiedź. Jeśli jeszcze posłuchać, jak traktowani są przedsiębiorcy w innych krajach – to już w ogóle płakać się chce z bezsilności, bezradności, zazdrości i złości. Unikamy więc słuchania propagandowych bajek, którymi raczy nas góra, a żeby oderwać się od złych myśli, staram się czymś zająć ręce. Najczęściej to ogród: wszak znane jest powiedzenie, że trzeba ubrudzić ręce, by oczyścić umysł. Coś w tym jest. Równolegle z remontem domu powstaje więc namiastka naszego ogrodu – bardzo niskobudżetowa, bo to nie jest w chwili obecnej priorytet.  Możliwość pogrzebania w ziemi pozwala jednak uwolnić głowę od natrętnych myśli, które krążą wciąż i nieustannie. Obmyślanie planu jednego niewielkiego fragmentu ogrodu stało się teraz moją odskocznią od smutnej rzeczywistości.

Kiedy tylko mogę uciekam do tego mojego kawałka ziemi. Podziwiam cudowne szafirki, które trzy tygodnie temu pieczołowicie przesadzałam, ratując przed niechybnym zniszczeniem, z zachwytem patrzę na soczystą zieleń świeżych listków, obserwuję, czy zasadzone przez nas kłącze gipsówki obudzi się do życia…


Nasz przydomowy ogród przy Starym Domu będzie się docelowo składał z trzech części i będą to: 

- część "reprezentacyjna" - usytuowana bezpośrednio przed domem. Ta część ogrodu ma być po prostu ładna: ma przyciągać wzrok, zapraszać do wejścia i być wizytówką naszego domu.

- część "relaksacyjna", umieszczona w części działki zwanej przeze mnie roboczo "dziedzińcem". Tam planuję nasadzenia, które będą stanowiły wyspę zieleni pośród zabudowań. W tej części zaplanowaliśmy niewielki taras do wypoczynku.

- część "robocza" - umieszczona w tylnej części działki. Tam planujemy posadzić jakieś drzewka owocowe, umieścić grządki i postawić domek narzędziowy. Tam również znajdzie swoje miejsce kompostownik, suszarka na pranie oraz miejsce do zabawy dla dziecka. To również jedyna część ogrodu, w której znajdzie się tradycyjny trawnik. 

W tej chwili jednak skupiam się na ogródku przed domem. Lubię czasem stanąć z boku i wyobrażać sobie, jak będzie wyglądać ten fragment obejścia za rok, dwa czy pięć lat. A żeby Wam mniej więcej zobrazować, co mam na myśli, poniżej mały moodboard (a pod nim linki - odnośniki do stron, gdzie możecie kupić podane produkty):












Oczami wyobraźni widzę rosnące tam trawy (nie mylić z trawą) ozdobne, hortensje, lawendy, rozchodniki i glicynię pnącą się po pergoli rozpostartej nad niewielkim placykiem. Na tym placyku chciałabym postawić uroczy komplecik mebli ogrodowych - niczym z francuskiego bistro, aby w każdej chwili można było przycupnąć w tym zacisznym zakątku. Widzę donice z kulkami bukszpanu, a kulista forma będzie powtórzona w dekoracjach: moim marzeniem są dekoracyjne kule umieszczone pośród szeleszczących traw oraz kuliste lampy dopełniające całość. Również tam swoje miejsce znajdą moje kamienno - metalowe ptaki, które uwielbiam. Będzie pięknie, mówię Wam! 

P.S. Mamy też odświeżony, tymczasowy płot na czas remontu (ze starych łat po remoncie dachy - pełen odzysk!). Wygląda o niebo lepiej niż stary! Do kompletu drewniana, tymczasowa skrzynka na listy :) Furtka jeszcze stara, za bramy już nie ma - nie wytrzymała któregoś z zimowych huraganów ;P

Uściski z ogrodu
Marta