poniedziałek, 28 września 2015

Z wizytą w ZOO

Najlepsza niedziela? To wspólna niedziela. I choć uwielbiamy domowe pielesze, to taki wyjazd od czasu do czasu każdemu dobrze robi. Korzystając z pięknej, jesiennej pogody wybraliśmy się więc do opolskiego ZOO. Dla naszego szkraba to był dzień pełen wrażeń, dosłownie chłonął otoczenie całym sobą. Dla nas - rodziców - to była sama radość, gdy widzieliśmy te emocje wypisane na twarzy F.
 

Radość Małego - bezcenna. I choć na koniec wycieczki dosłownie "odcięło" mu energię, to jednak wyjazd wszyscy uważaliśmy za bardzo, bardzo udany. Było warto :)
 
Marta

czwartek, 17 września 2015

Dekoracje niskobudżetowe - beton cz. 2

Swego czasu rozpoczęłam "projekt: dekoracje niskobudżetowe". Skupiłam się na betonie, bo jest tani i bardzo, bardzo mi się podoba.


Na pierwszy ogień poszły świeczniki na tea-lighty. Te jednak nie przeszły próby czasu , bo je zwyczajnie źle wykonałam. Do powtórzenia z odpowiednią poprawką. Bardziej udanym elementem jest doniczka - z założenia miała być na sukulenty i tak też się stało.
 

 
Za formę posłużył dzbanek do ekspresu na kawę. Miał wylądować w koszu na śmieci i wylądował - ale zdekonstruowany po mojej ingerencji. Posłużył mi za zewnętrzną formę osłonki. Do niej na dno nałożyłam zaprawę, którą dobrze ubiłam (to był właśnie ten błąd, który popełniłam przy świecznikach - nie ubiłam zaprawy, powstały puste przestrzenie i wszystko zwyczajnie zaczęło się rozpadać). Do środka włożyłam pustą puszkę po kukurydzy, a wolne przestrzenie między puszką a szkłem wypełniłam zaprawą, pamiętając przy tym, żeby dobrze ją ubić. To był klucz do sukcesu - powstała forma przestrzenna świetnie zachowuje swój kształt i nic nie zapowiada, by coś miało się w tym temacie zmienić. Po kilku dniach wszystko wyschło, ale ja - zniechęcona pierwszym niepowodzeniem - zostawiłam to. I tak dzbanek wypełniony betonem leżał, leżał, leżał i w końcu się doczekał. Dziś - wiedziona ciekawością, włożyłam całość do reklamówki (by zapobiec rozpryskiwaniu się szkła) i stłukłam szkło. Następnie brzeszczotem do metalu obcięłam wystający fragment puszki aluminiowej, a ostry brzeg spłaszczyłam młotkiem do wewnątrz, a dla pewności jeszcze spiłowałam ostre krawędzie.
 
 
Potem wystarczyło pójść na spacer do ogródka teściowej, uszczkąć trochę sukulentów i przystąpić do najprzyjemniejszego etapu. Na dno puszki wsypałam trochę kamieni - dla drenażu, potem trochę zwyczajnej ziemi z ogródka i już można było umieścić tam roślinki. Jestem z efektu naprawdę bardzo zadowolona, zwłaszcza, że koszt wykonania był praktycznie żaden. To mój ulubiony typ projektu: "DIY prawie za FREE" :) 
 
Pozdrawiam
Marta

środa, 16 września 2015

Bez happy end-u

Od jakiegoś czasu rozglądamy się za jakąś kanapą lub narożnikiem. Najlepiej w kolorze szarym i - co nie mniej ważne - w odpowiednim przedziale cenowym. Nie zamierzamy przesadzać, bo przecież mamy naszego małego szkraba i nie chciałabym później płakać nad przysłowiowym i dosłownym rozlanym mlekiem. Parcia nie ma, ale nie obraziłabym się na nowe miejsce do siedzenia, bo dotychczasowe lata świetności ma za sobą, przestało być wygodne i strasznie skrzypi. W poniedziałek późnym wieczorem na popularnym portalu aukcyjnym znalazłam świetną okazję: piękną, szarą, dłuuugaśną (3,70m) sofę za 800zł.


I tu kilka słów wyjaśnienia: mimo, iż była to oferta znaleziona w internecie - nie byłby to zakup w ciemno, sklep stacjonarny istnieje bowiem i ma się dobrze, a platforma aukcyjna służy do przedstawiania i oczywiście sprzedaży towaru. Jest to sklep specyficzny: to miejsce, w którym można kupić nowe holenderskie meble w atrakcyjnych cenach. Są one kupowane bezpośrednio od producenta ze stoków magazynowych i dlatego mogą posiadać drobne uszkodzenia, które są zawsze dokładnie oznaczane. Jeśli jesteście z Opola i okolic, to podaję wam namiary:
 
Siedziba sklepu:
ul.Lipowa 3
46-020 Opole
Tel: 515-100-424, 535-955-111
E-mail:
meblownia.net@gmail.com

Od razu zaznaczam: nie jest to reklama sklepu, nie mam w tym żadnego interesu. Po prostu uważam, że jest to fajne miejsce, które warto poznać. Ale...zajrzyjcie tam dopiero wtedy, gdy ja już znajdę swoją kanapę lub narożnik, ok? :D Wszystkie zdjęcia przedstawione w tym poście to zdjęcia zamieszczone na portalu aukcyjnym, wykonane przez ekipę Meblowni.



Miał być happy end: we wtorek szybki telefon z zapytaniem o dostępność i szybki wyskok do miasta po naszą cudowną kanapę. Stało się inaczej. Niestety - okazało się, że w poniedziałek kanapa została już przez kogoś kupiona :/ Ohh, jaka byłam rozczarowana. Napaliłam się na nią jak szczerbaty na suchary, a tu nic z tego. Dziś, w akcie desperacji i z nadzieją, że może znajdę dla nas coś innego, podjechałam do Meblowni na rekonesans. Niestety - żadnego happy end-u nie było. Sofa faktycznie została kupiona przez jakiegoś pana do hotelu, na miejscu nie znalazłam nic, co by nam na obecną chwilę odpowiadało. Wychodzę z założenia, ze tak po prostu miało być i czekam na szczęśliwy traf, choć sofa dalej siedzi w mojej głowie i męczy, męczy, męczy... :)
 
Marta 

niedziela, 6 września 2015

Udało się :)

Tak się złożyło, że ten weekend był  naszej rodzinie weekendem jubileuszowym. Trzy lata temu, dokładnie 5 września 2012r. stanęliśmy z moim ukochanym, najukochańszym P. na ślubnym kobiercu. Dziś się zastanawiam, gdzie nam uciekły te dni? Wtedy też właśnie moi rodzice świętowali 25 rocznicę swojego ślubu. Teraz jubilatami byli moi dziadkowie, którzy spędzili ze sobą 50 lat. Zazdroszczę, bo sama bym tak chciała. Tyle lat u boku najbliższej, ukochanej osoby, razem w dobrych i złych chwilach - to chyba kwintesencja życia. Ale to nie takie proste: o miłość trzeba dbać, każdego dnia, w każdej chwili. Niepotrzebne są wzniosłe słowa - ważne są dla mnie te drobne gesty, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że jestem dla Niego najważniejsza. Ja z okazji naszej trzeciej rocznicy postanowiłam Go obdarować bardzo symbolicznie.



Postanowiłam podarować mojemu mężowi... nową obrączkę, choć - jak widać - "stare" są jeszcze w całkiem dobrym stanie. Specyfika pracy mojego P. nie pozwala mu na noszenie obrączki - jest to zbyt niebezpieczne. Niektórzy uskuteczniają noszenie obrączki na łańcuszku - jednak już kilka razy zdarzyło się, że łańcuszek Mu się zerwał i aż strach pomyśleć, co by się wtedy stało z Jego obrączką?

 

 

W konsekwencji praktycznie zaraz po ślubie obrączka wylądowała w szkatułce, a ta w szufladzie. Wyciągana jest właściwie jedynie od wielkiego święta. Mnie natomiast było żal, że Jego obrączka będzie taka śliczna i zadbana - jak nowa, a moja będzie nosić bardzo widoczne i wyraźne ślady zużycia. Absurdalne - ale moja obrączka wylądowała obok mężowej - w tej samej szkatułce, w tej samej szufladzie. Ostatnio przyszedł mi do głowy pewien pomysł - i to był impuls do działania. Taka iskra, która przerodziła się w płomień, pożar wręcz. Pomyślałam, że przydałaby się "zastępcza obrączka", której nie byłoby aż tak szkoda w przypadku ewentualnego zniszczenia lub jej utraty. Na początku zamarzyły mi się te obrączki - proste, srebrne, z wygrawerowanymi serduszkami.

Później stwierdziłam jednak, że nie chciałabym, aby moja chęć, by "mieć" przewyższyła to, by po prostu "być": być zawsze obok Niego, wspierać Go i kochać z całych sił. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce (dosłownie) i stworzyć obrączki sama. W ruch poszedł fornir, klej i dokładna instrukcja z YouTube :) myślę, że jak na pierwszy raz, nie wyszło źle. Ważne, że włożyłam w zrobienie ich całe serce.  I co ważniejsze - zdążyłam na naszą rocznicę. To był priorytet, bo prezent po fakcie to już nie prezent :) Udało się!



A tu, proszę Państwa, mężowa obrączka w akcji. Mimo, iż robiona "na oko" rozmiar ma idealny :) W tle rączka pomocnicza, która przyspiesza przewracania kartek w książeczce, gdy tatuś robi to zbyt powoli i opieszale :D



Myślę, te obrączki pasują do nas jak żadne inne. Są proste, naturalne, naturalne i jeszcze raz naturalne - jak my :)

Marta