poniedziałek, 23 października 2017

Jesienny bukiet DIY - uda się każdemu!

Uwielbiam kwiaty. W tym roku po raz pierwszy przez całą wiosnę i lato nasz wazon wypełniony był kwitnącymi gałązkami i kwiatami. Muszę przyznać, że wyglądało to fenomenalnie! Wiem też, że to właśnie ich będzie mi zimą bardzo brakować. Fakt - kwiaty można kupić, ale jakoś nie pociąga mnie myśl, żeby wydawać pieniądze na coś, co zaraz zwiędnie - tylko dla własnego widzimisię. Jeśli już mam coś kupować, to wolę rośliny doniczkowe, które przynajmniej mają szansę na dłuższy żywot. Nie zmienia to faktu, że kwiaty są dobre na każdą okazję: na urodziny, imieniny, przeprosiny, zaręczyny... na narodziny dziecka i pogrzeb, na powitanie i pożegnanie - po prostu zawsze! 


Traf chciał, że w październiku urodziny obchodziła moja babcia. Nie byle jakie - bo już osiemdziesiąte. Wyjątkowy wiek wymagał wyjątkowej oprawy i wręcz nie wypadało pojawić się bez wiązanki. Postanowiłam więc zmierzyć się z tym wyzwaniem i w mojej głowie zakiełkowała myśl, by samodzielnie zrobić bukiet. Korzystając z pory roku i dobrodziejstw ogrodu powstał bukiet, który jeszcze długo będzie ozdobą - na czym mi najbardziej zależało. Chciałam, by jak najdłużej zdobił - nie szpecił. Wykorzystałam więc rośliny, które uroczo się starzeją: kwiaty hortensji, rozchodnika, zasuszony wrotycz - wszystko na modłę wiejsko-rustykalną owinięte jutowym sznurkiem. 


Bukiecik stanowił świetny komplet z prezentem zapakowanym w szary papier, zwieńczonym sznurkiem, z wetkniętym kwiatem hortensji. Ten jesienny bukiet nie mógł się nie udać - duże kwiaty hortensji stanowiły jego bazę, którą wystarczyło tylko uzupełnić. Wyglądał prosto, ale w rzeczywistości był bogaty - bo po brzegi napakowany miłością i szacunkiem do obdarowanej osoby.

Pozdrawiam ciepło,
Marta

niedziela, 8 października 2017

Szydełkowa poduszka z t-shirt yarn (DIY)

W taki dzień jak dziś, gdy nawet czubka nosa nie chce się wyściubić na dwór, nie pozostaje nic innego, jak zakopać się pod kocem i upić herbatą. Nie da się ukryć - jesień rozpanoszyła się na dobre. odebrała nam piękne, słoneczne dni, dając w zamian aurę kapryśną i chłodną. Człowiek marzy tylko o tym, by wrócić do domu. A tam... No właśnie, co czeka na Was po powrocie z jesiennego spaceru? 


Bo na mnie czekają poduszki. Cała góra poduszek...
Jestem od nich uzależniona - muszę to przyznać. Wszędzie widzę poduszki, lub materiał na nie. Ich ilość w naszym domu rośnie w tempie zastraszającym, szerzy się jak jakaś zaraza. Pocieszam się jednak, że bywają gorsze nałogi, a minimalistką i tak nigdy nie zostanę. Bo choć uwielbiam ład i porządek wokół siebie, to jednak nie lubię, gdy wnętrze nie jest przytulne i wieje w nim "chłodem". Ja kocham tkaniny - za to, jak potrafią odmienić każdy kąt i sprawić, by zawsze chciało się do niego wracać. Nie dla mnie ascetyczny narożnik z jedną poduszką, bez przytulnych pledów i koca "pod ręką". Nie dla mnie okna bez zasłon - choćby tych najdelikatniejszych i eterycznych.
Nie mam już na te moje poduszki miejsca - to też muszę przyznać, ale nie potrafię z tym walczyć.Wciąż więc ich przybywa, a ja nieustannie wymyślam nowe. Co rusz przychodzą mi do głowy pomysły na kolejne egzemplarze, a ja nie potrafię im się oprzeć. Nikt z domowników już nawet nie pyta, co nowego robię, bo odpowiedź jest nader oczywista.

Najnowszym przychówkiem w tym całym stadzie jest szydełkowa poduszka zrobiona z bawełnianej, mięsistej włóczki. To prototyp, z którego nie jestem do końca zadowolona - ale taka próba była potrzebna, by w przyszłości ustrzec się popełnionych błędów. 
Dzięki niej wiem, jak zachowuje się materiał. Nauczyłam się też, jak łączyć poszczególne kawałki włóczki, by łączenie było jak najmniej widoczne. Dowiedziałam się, jaka jest wydajność takiej włóczki. To daje mi solidne podstawy i być może sprawi, że następny egzemplarz będzie dużo, dużo ładniejszy - mimo, iż zrobienie tej poduszki było czasochłonne, czuję, że powstaną następne :)


SKRÓCONA INSTRUKCJA WYKONANIA SZYDEŁKOWEJ PODUSZKI Z T-SHIRT YARN (DIY)

Do zrobienia tej poduszki użyłam bawełnianej, własnoręcznie robionej włóczki (tzw. t-shirt yarn, o której pisałam TU) przy użyciu szydełka 10mm. Podstawą było zwykłe kółko, na które przepis znalazłam tu. Trochę zmodyfikowałam początek robótki, robiąc magic ring zamiast początkowych 4 oczek łańcuszka. Sama robótka jest prosta, bo opanować trzeba jedynie umiejętność robienia słupków na szydełku. Dzięki mięsistej włóczce, robótki szybko przybywa, ale jednocześnie włóczki  ubywa w tempie ekspresowym - miejcie to na uwadze :) Trzeba jej sporo, by skończyć projekt. Z tego też powodu tył mojej poduszki jest gładki i wykonany z materiału, który pozyskałam ze zbyt krótkiej dla mnie bluzy dresowej - wszak nic się nie może zmarnować :) Całkiem przypadkiem na poduszce wyszedł mi lekki efekt ombre - a to za sprawą nierównomiernie spranych t-shirtów. Jeśli więc zależy wam na jednakowej kolorystyce, to niestety macie dwa wyjścia: albo kupujecie gotową włóczką (która też nie gwarantuje jednolitego wybarwienia), albo farbujecie białe t-shirty w potrzebnej Wam ilości.

Zachęceni? Spróbujecie swoich sił ? :)
Marta

środa, 4 października 2017

DOMOWE POTYCZKI #2: Stary człowiek w starym domu

Stary dom to wyzwanie. To niekończące się pasmo wyrzeczeń i kompromisów. To też finansowa studnia bez dna. Odczuwamy to za każdym razem, gdy podejmujemy pracę na naszej budowie. Szczęście, że sezon budowlany się kończy, bo zdecydowanie potrzebujemy oddechu. Godzenie pracy z remontem dało nam w tym roku w kość. Za chwilę nadejdzie zima. Na kilka miesięcy zamkniemy więc za sobą drzwi naszej budowy, by powrócić wiosną - z nowymi siłami, energią i entuzjazmem. Cieszymy się zarówno z wizji odpoczynku, jak i z tego, co udało nam się zrealizować. A udało się dużo.


Jednak nie osiągnęlibyśmy tego wszystkiego bez pomocy rodziny i znajomych. Nie stalibyśmy w tym miejscu, w którym stoimy, gdyby nie Ci ludzie, którzy wyciągnęli do nas pomocną dłoń. I choć każdy z nich zasługuje na uznanie i słowo podziękowania, to jednak szczególne uściski należą się mojemu dziadkowi.
Wyobraźcie sobie siebie w wieku lat 80. Co widzicie? Osobę schorowaną, powłóczącą nogami, bez sił i ochoty do życia? A ja nie: ja mam przed oczami mojego dziadka, który swoją sprawnością fizyczną przewyższa niejedną młodą osobę. To człowiek, którego jest wszędzie pełno, który nie może usiedzieć w miejscu, którego zawsze gna do pracy, który angażuje się we wszystko na 100% - tak, jak w przypadku naszej budowy.
Zaczęło się niewinnie - dziadek miał tylko pomóc przy jakiejś drobnostce. Skończyło się cosobotnią pracą przez praktycznie cały sezon. Dziadka musieliśmy wręcz wyganiać do domu, bo on uważał, że "jeszcze przecież trzeba to zrobić..." - jakby ta praca nie mogła poczekać do następnej soboty.
Dzięki niemu wiele prac posunęło się do przodu. Często robił to, czego nikt inny nie chciał się podjąć - w myśl zasady, że co trzeba zrobić, to trzeba zrobić, bo samo się nie zrobi. Dziadek włożył w naszą budowę mnóstwo pracy i serca.


Nie da się ukryć, że dziadek młody nie jest. W kwiecie wieku - to określenie też nie bardzo na miejscu. W podeszłym wieku - tak to powinno być ujęte, ale jakoś zdecydowanie lepiej brzmi: "stary człowiek w starym domu", niż "człowiek w podeszłym wieku w starym domu", nie sądzicie? :) Mimo, że słowo "stary" ma zabarwienie pejoratywne, to jednak jest dosadne, treściwe i w pełni ukazuje dysonans pomiędzy wiekiem a podejściem do życia mojego dziadka. Bo stary to on jest tylko ciałem, ale na pewno nie duchem!

Mam nadzieję, że za rok o tej porze będzie nam dane znów mu dziękować za to, ze jest naszym cichym bohaterem. Bo choć on prawdopodobnie nigdy tego nie przeczyta, to jestem mu niezmiernie i dozgonnie wdzięczna za wszystko, co dla nas zrobił. Dziękuję dziadku! 

Marta