Jaki jest nasz świat - każdy widzi. Potrafi być piękny i ujmujący, choć
często zdarza nam się tego nie zauważać. Ale jest też przerażająco brudny. Choć udajemy, że tego nie widzimy, prawda jest brutalna i straszna.
Nigdy nie kręciły mnie żadne eko-terrorystyczne działania, ale zawsze
czułam, że nie mogę przechodzić obojętnie obok tego, co się dzieje.
Postanowiłam więc wprowadzić pewne małe kroki w naszym domu, które mają choć w
niewielkim stopniu pomóc naszej planecie.
Jak być bardziej eko - proste działania
1. Jedna z najprostszych rzeczy, jakie można zrobić dla świata, to zakupy
do własnych toreb i woreczków. O ile płatne, grube reklamówki zdarza mi się
kupować bardzo, bardzo rzadko, o tyle cienkie "zrywki" przez długi
czas były moją zmorą. Bardzo długo obiecywałam sobie, że uszyję sobie
recyklingowe siatki z firanki i gdy pewnego dnia to nastąpiło, moje zakupy
weszły w nowy wymiar! Mimo, że w naszym wiejskim Dino jestem chyba jedyną
osobą, która korzysta z tego wynalazku, to wszystkie Panie (i Panowie) już się
do nich przyzwyczaili. Co ważne - nigdy nikt mi nie powiedział złego słowa ani
nie zaśmiał się prosto w twarz z tego powodu. Jeśli zdarzy mi się spontanicznie
wejść do sklepu i nie mam przy sobie torby na zakupy - szukam alternatywy (np.
pustego kartonu) - byle tylko nie przynosić plastiku do domu, bo moja niechęć
to tworzyw sztucznych z roku na rok jest coraz silniejsza. Jeśli chodzi o
torby, to warto wybrać takie, które mają wzmacniane uszy - takie modele nosi
się wygodniej, bo nie wpijają się w palce ani w ramię. Najważniejsze jednak, by
w ogóle je nosić: nieważne, czy będzie to darmowa torba reklamowa, czy taka,
którą sama uszyłaś, czy kupiona (mnie urzekły te TUTAJ - no ale ja mam
tendencję do nieświadomego wybierania najdroższych rzeczy :D)
2. Co mnie chyba najbardziej boli, to wyrzucanie jedzenia. Nie powiem, że
nam się to nie zdarza - bo zdarza się. Na szczęście coraz rzadziej. Co jakiś
czas robię przegląd lodówki i na podstawie zawartości tracącej swoją świeżość,
staram się wymyślić jakieś sensowne i zjadliwe danie. Ze zwiędniętych warzyw
można zrobić doskonałą zapiekankę lub sos warzywny, ze starego pieczywa pudding chlebowy lub chrupiące grzanki, z
bardzo dojrzałych bananów upieczesz doskonały chlebek bananowy, a kilka zawieruszonych
plasterków sera doskonale zwieńczy zapiekankę lub wzbogaci smak sosu serowego.
Kreatywność to słowo - klucz, by nie marnować jedzenia lub marnować go jak
najmniej.
3. Kiedy tylko mogę, rezygnuję z jazdy samochodem na rzecz roweru. Wiosna
to moja ulubiona pora roku bo poza tym, że wszystko budzi się do życia, to
jeszcze po długim okresie stagnacji mogę w końcu wsiąść na rower i poczuć
przyjemny wiatr we włosach. Tak, wiem - nic nie stoi na przeszkodzie, by
jeździć na rowerze również zimą, ale ja nie lubię. Jestem typem zmarzlucha i
jest mi wtedy zimno i nieprzyjemnie - a nie o to chodzi, by swoje przyjemności
sprowadzać do rangi przymusu i obowiązku. Przy okazji przypomniał mi się mój
bardzo osobisty rowerowy wpis - jak macie ochotę, to zerknijcie TUTAJ.
4. W tym roku znacząco ograniczyłam zakupy. Prawdopodobieństwo, że spotkasz
mnie "na mieście", jest praktycznie zerowe. Na zakupy udaję się tylko
wtedy, gdy naprawdę muszę i nie sprawiają mi one żadnej przyjemności. Trochę
inaczej wygląda sprawa zakupów w lumpeksach - tu dreszczyk emocji, gdy
upolujesz jakąś perełkę powoduje, że bardzo je lubię, ale od stycznia również
znacząco je ograniczyłam i mogę szczerze powiedzieć, że nie czuję się przez to
gorzej. Ponadto moje zakupy są coraz bardziej przemyślane i coraz mniej
zbędnych rzeczy trafia pod nasz dach. W sklepach nie kuszą mnie najnowsze
kolekcje, a wszelkie jednosezonowe trendy omijam szerokim łukiem - nieważne,
czy dotyczy to ubrań, czy wyposażenia wnętrz. Jestem odporna na nowinki i z
pobłażliwym uśmiechem słucham reklam, które nawołują, że "musisz to
mieć". Nie muszę. Nie oznacza to, że nie kupuję absolutnie nic. Owszem,
kupuję - jak każdy, ale moje zakupy są przemyślane i zawsze poprzedzone
absolutnie niezbędnym dla mnie pytaniem "czy na pewno?" - więcej o
moim procesie zakupowym możecie przeczytać TUTAJ.
5. Uwielbiam czytać książki, ale czasem z premedytacją rezygnuję z tej
przyjemności. Wszystko dlatego, że gdy już wciągnie mnie fabuła, to nie
potrafię się oderwać od książki - co skutkuje nieprzespanymi nocami i
zawalonymi obowiązkami. Jeśli jednak już się skuszę, to korzystam z
dobrodziejstw naszej biblioteki, która - choć wiejska - jest całkiem przyzwoicie
zaopatrzona. Wyjątek stanowią książki, do których zamierzam wracać - jak np.
książki kucharskie, czy podręczniki (np. "Finansowy Ninja" Michała
Szafrańskiego - kto nie zna, szczerze polecam! To książka, która mocno
otworzyła mi oczy na świat finansów domowych i do której wracam bardzo często.
Jeśli nie znacie Michała Szafrańskiego, to polecam Wam jego bloga "Jak
oszczędzać pieniądze?", a jego książka jest warta każdych
pieniędzy - możecie ją kupić TUTAJ)
6. Moje minimalistyczne zakupy dotyczą również kosmetyków. W tej chwili
używam podstawowych kosmetyków do higieny osobistej (mydło, żel pod prysznic,
szampon i maska do włosów, sporadycznie jakiś peeling, do tego dezodorant
i woda toaletowa). Moja gama kosmetyków do makijażu jest jeszcze bardziej
ograniczona: puder w kamieniu, pomadka i kredka do brwi (sporadycznie) i
koniecznie pomadka ochronna (zawsze bebe różana lub klasyczna). Do tego płyn
micelarny i już! Jeśli już mowa o płynie micelarnym i związanym z nim
demakijażem, to usilnie myślę o płatkach kosmetycznych wielokrotnego użytku i
nadejdzie kiedyś taki dzień, gdy sobie je w końcu uszyję. Dążę do tego, by moją
pielęgnację uprościć jak tylko się da! Coraz częściej zamiast żelu pod prysznic
używamy mydła w płynie, które podbieramy synowi. Kupujemy zawsze 5-litrowy
zapas hipoalergicznego mydła "Biały jeleń" (dokładnie takiego jak
TUTAJ) - dzięki czemu wystarcza na dłużej i wychodzi taniej. Jeszcze nie
dorosłam do tego, by przerzucić się na mydła i szampony w kostkach - ale może i
na to przyjdzie kiedyś czas.
7. Kupiłam sobie butelkę termiczną i korzystałam z niej przez całe lato.
Okazało się, że to dla mnie rozwiązanie idealne! Lubię pić wodę, ale zimną -
gdy więc zabierałam ze sobą butelkę wody, która w rozgrzanym samochodzie szybko
się nagrzewała, byłam w stanie przez cały czas nic nie pić, albo szukałam
miejsca, w którym mogłabym sobie kupić butelkę wody. Jedno i drugie rozwiązanie
miało same minusy. Zakup butelki termicznej był dla mnie jak olśnienie i
zdecydowanie uprzyjemnił mi funkcjonowanie latem, gdy temperatury oscylowały w
okolicy 30 stopni Celsjusza. Takie butelki termiczne możecie kupić stacjonarnie
(ja swoją kupiłam w TkMaxx) lub w internecie (np. TUTAJ). Butelka termiczna
sprawdzi się również zimą, gdyż jest w stanie utrzymać ciepło napoju przez 12
godzin - w sam raz, by w ciągu dnia móc się napić czegoś ciepłego.
8. Nie umiem się przekonać do picia wody z kranu. Wizja brudnych rur,
którymi płynie woda, jakoś mnie nie zachęca do picia kranówki. Nie zmienia to
jednak faktu, że wybitnie irytowały mnie walające się wszędzie butelki
plastikowe. Zrezygnowaliśmy więc z nich na rzecz wody i napojów w szklanych
butelkach. W naszej okolicy najpopularniejszym dostawcą jest Fantic. Woda
i napoje są na przyzwoitym poziomie, dowóz do domu jest mega wygodnym
rozwiązaniem (tym bardziej, że zamawiamy jednorazowo większą ilość, która
starcza nam na dłużej), skończył się też problem z niedopitymi i wylewanymi
resztkami.
9. Dbałość o własne przedmioty. To może nie jest najbardziej oczywisty
punkt tego zestawienia, ale rodzice od dziecka wpajali mi, że trzeba dbać o
swoje rzeczy - dzięki czemu dłużej mi posłużą. Skoro dłużej posłużą - to dłużej
nie będę czułą potrzeby kupienia kolejnego przedmiotu. I to się u mnie
sprawdza: dopóki coś mi służy, to nie czuję takiej potrzeby, by to wymienić.
Niezależnie od tego, czy dotyczy to sprzętu elektronicznego, czy artykułów
dekoracyjnych do domu. Może komuś trudno w to uwierzyć, ale jeszcze do niedawna
mieliśmy w domu telewizor kineskopowy, bo dopóki nam służył, nie chcieliśmy
kupować nowego.
Tutaj też można podjąć kroki zmierzające do przedłużenia żywotności
sprzętów: w przypadku telefonów to etui i szkło ochronne, a ja dla mojej
butelki termicznej zrobiłam szydełkowe etui, które chroni jest przed porysowaniem i zniszczeniem podczas moich wyjazdów. Dzięki temu dłużej mi
posłuży w nienaruszonym stanie. Pozostając w temacie: nigdy nie zaginam rogów w książkach ani nie piszę po
nich - a już z pewnością nie długopisem! Wnikliwe oko dopatrzy się na zdjęciach
zakładki do książki, którą kiedyś zrobiłam i pokazywałam Wam TUTAJ.
10. Segregacja śmieci jest dla mnie tak oczywistym działaniem, że
przypomniałam sobie o nim dopiero na końcu mojego zestawienia. To oczywiste, że
oddzielamy papier, szkło i tworzywa sztuczne od pozostałych odpadów
niesegregowanych. Resztki organiczne kompostujemy i robimy to już od wielu,
wielu lat.
Co mnie strasznie denerwuje, to ocenianie w formie zero - jedynkowej: skoro
już podjęłam jakieś działania, to w mniemaniu innych muszę być w nich
stuprocentowo konsekwentna. Tymczasem:
- to, że staram się kupować do własnych siatek zamiast do jednorazówek, nie
oznacza, że nie kupię żadnej rzeczy w plastikowym opakowaniu.
- to, że na zakupy chodzę ze swoją torbą, nie oznacza, że czasem nie zdarzy
mi się jej zapomnieć. Szukam wtedy alternatywy (w postaci np.pustego kartonu po
towarze w sklepie), ale jeśli jej nie znajduję, to po prostu biorę płatną
reklamówkę.
- jeśli skończyło mi się picie dla dziecka na mieście, to nie znaczy, że
będę mu kazała umierać z pragnienia - zwyczajnie kupię mu coś do picia, nie
robiąc z tego tragedii.
Nie piętnuję ludzi wokół siebie, którzy z różnych powodów wciąż kupują
sklepowe reklamówki czy często chodzą na zakupy. To ich wybór i siłą nie mogę
wpłynąć na zmianę ich nawyków. Pewnie mają jakiś powód takiego, a nie innego
postępowania i tylko drogą własnego przykładu chcę innych zachęcać do
naśladowania.
Gdyby każdy z nam podejmował choć niewielki trud walki ze zbędnym
plastikiem, śmieci wokół nas byłoby dużo mniej.
A Wy jakie macie sposoby na bycie bardziej eko?
Marta