Papierowa wiklina - co to jest, po co to jest i dlaczego to jest takie fajne :)
Chyba nie ma nikogo, kto - interesując się choć w niewielkim stopniu rękodziełem - nie słyszałby o papierowej wiklinie. A ten ósmy cud świata to nic innego, jak technika odpowiedniego skręcania cieniutkich rurek z pasków papieru, a następnie łączenie ich (poprzez wyplatanie) w odpowiedni kształt. I uwierzcie mi: ludzie potrafią z tego niepozornego surowca zdziałać prawdziwe cuda!
Do wykonania papierowej wikliny najczęściej wykorzystuje się stare czasopisma, ulotki czy gazetki reklamowe, katalogi, uzupełnione krzyżówki czy też książki telefoniczne. To sprawia, że ich użycie doskonale wpisuje się w modny obecnie nurt "zero waste", ale ponadto jest również bardzo tanią formą robótek ręcznych. Niedrogie, łatwo dostępne materiały są zdecydowanie argumentem przemawiającym za tym, by spróbować swoich sił w tej dziedzinie.
A naprawdę warto, gdyż spod wyćwiczonych rąk tych najbardziej uzdolnionych rękodzielniczek wychodzą naprawdę niezwykłe przedmioty... Bo papierowa wiklina to tworzywo, dla którego jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia: z papierowej wikliny powstać mogą przedmioty dekoracyjne, akcesoria codziennego użytku, a nawet meble! Zaletą papierowej wikliny jest niewątpliwie sztywność produktu po wypleceniu. Jeśli gotowy produkt zabezpieczymy dodatkowo lakierem akrylowym, to zyska on również trwałość. W zakresie kolorystyki przedmiotów wykonanych z papierowej wikliny istnieją dwie szkoły: jedni twórcy dopuszczają malowanie gotowego produktu na wybrany kolor, inny akceptują tylko naturalne kolory pochodzące z wykorzystanej makulatury. Aby spełnić to rygorystyczne kryterium, już w trakcie rozcinania papieru na paski odpowiednio je segregują, by uzyskać odpowiednią kolorystykę tutek (tutki to nic innego, jak pasy papieru poskręcane w cienkie rurki, wykorzystywane później do wyplatania).
Największą frajdę przy zabawie w papierową wiklinę daje fakt, że jest praktycznie za darmo: czasopisma, gazetki czy ulotki reklamowe ma w swoim domu praktycznie każdy z nas. Do tego potrzebny jest tylko klej w sztyfcie i patyczek do szaszłyka, by móc zacząć działać. Pierwsze rurki wychodzą zazwyczaj trochę koślawe, a samo ich skręcanie jest powolne i nie zawsze daje odpowiednie efekty, ale przy odrobinie wprawy czynność ta będzie dla nas coraz łatwiejsza.
Pamiętam swoją pierwszą przygodę z papierową wikliną: najwięcej problemów sprawiało mi właśnie skręcanie rurek - wyplatania koszyczka było już potem prawdziwą przyjemnością - choć z perspektywy czasu widzę, jak bardzo nieudolna była to próba :) Następną rzeczą, którą robiłam z tego tworzywa, był kosz w kształcie gwiazdy (możecie zobaczyć go TUTAJ). Potem długo, długo nie robiłam nic, aż wreszcie ostatnio przypomniałam sobie o tej technice i postanowiłam trochę odświeżyć swoje dawne, niewielkie umiejętności :)
Tym razem do pracy z papierową wikliną wykorzystałam starą książkę. Nie jestem zwolennikiem niszczenia książek i staram się ratować je zawsze, ale czasem już naprawdę nie wiadomo, co z nimi zrobić: zwłaszcza z tymi wiekowymi, branżowymi, które mają obecnie godnych następców w księgarniach. Z takimi książkami zawsze mam nie lada problem: biblioteki ich nie chcą, znajomi znajomych również nie, a na OLX nie mogą przecież wisieć w nieskończoność. Postanowiłam więc co jakiś czas zużywać po jednej książce, której okres świetności już minął, a niepotrzebnie zajmuje miejsce na półce. Nie bez znaczenia jest też fakt, że mam w domu małego obserwatora, który od najmłodszych lat uczy się, że książki (i nie tylko) należy traktować z szacunkiem. Staram się mu wpajać, że dobra materialne nie są najważniejsze, jednak ich pozyskanie wymagało pewnego wysiłku, dlatego też wymagają poszanowania. Co za tym idzie, warto również zastanowić się dwa razy, zanim się czegoś bez namysłu pozbędziemy: być może da się tę rzecz do czegoś wykorzystać? Może przerobić? I właśnie przykład tej książki był ostatnio dla mojego 3-latka namacalnym dowodem na to, że z pozornych śmieci może jeszcze powstać coś wartościowego.
Papierowa wiklina ma praktycznie same zalety: jest tania, łatwo dostępna, trwała, wpisuje się w nurt zero waste, a przy tym jest niepowtarzalna - nie ma dwóch takich samych przedmiotów. I zanim powiesz, że to nie dla Ciebie, bo Ty nie potrafisz i masz dwie lewe ręce do robótek - to chociaż spróbuj! Naprawdę nic nie stracisz, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że większość potrzebnych rzeczy masz w domu, a najpotrzebniejszą z nich są Twoje chęci i zaangażowanie. Warto - nawet dla samego siebie. To jak będzie, spróbujesz? :)
Marta
Bardzo ładny kształt. Nigdy tej sztuki nie próbowałam, więc może się skuszę:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Polecam, bo wiklina papierowa ma chyba tylko zalety - wad nie widzę :)
UsuńPrzepiękne!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń