piątek, 27 kwietnia 2018

Cześć Maszunia, do zobaczenia w lepszym świecie!

Pomyślałam sobie dzisiaj, że Wam opowiem co nieco o wiośnie, o tym, jak jest pięknie i wspaniale, jak cieszę się tym czasem... Ale jednak nie dam rady. Nie dam rady wykrzesać z siebie choćby odrobiny optymizmu. Problemy zawodowe mieszają się z osobistymi: za dużo międzyludzkich pretensji i roszczeń do spółki z pewnymi komplikacjami budowlanymi, a wszystko to okraszone dzisiejszym niespodziewanym odejściem naszej ukochanej kotki - ulubienicy mojego F.: najlepszej towarzyszki zabaw, żywego pluszaka i naprawdę cudownego zwierzaka, z którym nawet ja zżyłam się wyjątkowo mocno.


Bo musicie wiedzieć, że ja generalnie lepiej czuję się w towarzystwie psów. Taki pies to przynajmniej posłucha (albo i nie), albo chociaż nie zignoruje wołania... Z psem się pobawisz, pies wyraźniej zasygnalizuje swoje potrzeby, z psem nie muszę walczyć o miejsce na łóżku czy narożniku...

A koty...to koty: chadzają własnymi ścieżkami, znikają niejednokrotnie na wiele dni, po czym wracają jak gdyby nigdy nic. No a nasza Masza - nasza Masza to był wyjątek: Maszunia reagowała na każde zawołanie. Po przyjściu z dworu od razu przybiegała się przywitać - przy czym pierwszego wybierała zawsze najmłodszego członka rodziny. Gdy Filip wstawał z popołudniowej drzemki - ona pierwsza wskakiwała do niego na łóżko, by się przywitać. Spędziliśmy wiele chwil na takich kocich pieszczotach, bo Masza skrzętnie wykorzystywała to, że znalazła dwie osoby chętne do głaskania Wieczorami towarzyszyła nam w wieczornym relaksie - by razem z nami udać się do łóżka gdy tylko któreś z nas się tam wybierało. Masza z godną podziwu determinacją sama otwierała sobie ciężkie drzwi przesuwne, byle tylko jakoś się do nas dostać - tak była spragniona ludzkiego towarzystwa. Najbardziej rozczulające były jednak powitania mojego syna z kotką: jego "cześć Maszunia..." już chyba na zawsze utkwi mi w pamięci... I te jej poszukiwania miejsca na kocu by ogrzać łapki, gdy zimą po 5 minutach na mrozie wracała zmarznięta do domu...


Masza była pierwszym kotem, z którym się tak bardzo zżyłam i pierwszym, po którym tak strasznie płakałam. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, łzy lecą mi ciurkiem. Będzie mi jej bardzo brakowało...

Cześć Maszunia, do zobaczenia w lepszym świecie!

2 komentarze:

  1. Maszunia teraz biega za tęczowym mostem i jak przechodzimy na druga strone to mamy mozliwosc spotkania sie ze wszystkimi bracmi mniejszymi którzy przewinęi sie przez nasze życie. Masza to piekna szylkretka, mozna wiedzieć co się stało ? bo przecież to była młoda kocica. Trzymajcie sie ciepło mimo tych smutnych chwil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie potrącił ją samochód, bo leżała na trawniku przy domu. Zmarła w drodze do weterynarza - niestety :(

      Usuń