niedziela, 30 kwietnia 2017

Walka ze sklepowymi słodyczami - domowe kulki mocy, vol.2

O dłuższego czasu staraliśmy się z mężem ograniczyć jedzenie sklepowych słodyczy i - o dziwo! - całkiem dobrze nam szło. Warunkiem powodzenia była konsekwencja: im więcej dni udało nam się wytrzymać bez słodyczy, tym łatwiej było nam z nich zrezygnować. Doszliśmy do takiego stanu, że słodycze przestały nas wzruszać. Nasz syn był wykluczony z tego przedsięwzięcia, bo na szczęście jeszcze nie zaznał smaku mlecznej kanapki czy jajka-niespodzianki.


A potem nadeszła Wielkanoc. A wraz z nią tona słodyczy, które dostało nasze dziecko, a przed którymi bronię je jak lwica. F. nie ma do nich dostępu. Nie zabraniam mu słodyczy całkowicie, moje dziecko zna smak cukru i słodycz tego, co smaczne, lecz niekoniecznie zdrowe. 

Domowe ciasto? - proszę bardzo!
Jakieś herbatniki, biszkopty czy krakersy? - mogą być.
Lody włoskie? - super, jedziemy!

Pod pewnym względem jestem jednak bardzo restrykcyjna: na słodkie kinder-ulepki mój syn ma jeszcze czas i póki mogę, będę odwlekać w czasie ten moment, gdy ich zasmakuje i już nie będzie odwrotu. Och, ileż ja już się nasłuchałam złośliwych komentarzy, że jestem wyrodną matką, bo mu odbieram dzieciństwo. A ile złośliwych uśmieszków pod nosem widziałam na prośbę, by mojemu dziecku nie dawać słodyczy - to wiem tylko ja.

To nasze dziecko i nasza decyzja, czym je karmimy, a czego staramy się unikać. Uwierzcie, jestem o wiele spokojniejsza, gdy wiem, że mój szkrab nie wtłoczy w siebie całej tej ilości słodyczy, które dostał tylko na święta. Ja wiem, że one były dawane z dobroci serca, ale tej "dobroci" uzbierał się cały duży karton!!!

Gdybyście mieli wybór: dajecie dziecku karton słodyczy lub karton owoców i orzechów - jaki wybór by Was (jako rodziców) satysfakcjonował? Odpowiedź jest chyba oczywista :) Moją misją jest więc wpajanie rodzinie, znajomym i nieznajomym, że jeżeli chcą sprawić przyjemność mojemu synowi, to w miejsce słodyczy mogą mu przynieść jakiś owoc. Kwestia ekonomiczna nie powinna być tutaj żadnym wytłumaczeniem - jabłko będzie z pewnością tańszą opcją niż słynna mleczna kanapka.

I żeby było jasne: to nie ten zły, niedobry, groźny cukier jest argumentem na "nie" dla sklepowych słodyczy. To stopień przetworzenia żywności mnie przeraża! Nie chcę podawać dziecku całej tablicy Mendelejewa. Staram się zawsze szukać produktów z jak najprostszym składem. A gdy mamy ochotę na słodycze - co zdarza się stosunkowo często, bo zwyczajnie je lubimy - wtedy robię coś sama. Domowe ciasto, owsiane batony czy kulki mocy to świetna alternatywa.  We wszystkich aspektach trzeba po prostu znaleźć złoty środek.


Moja propozycja na napad słodkiego głodu to kulki mocy. Kolejna wersja i z pewnością nie ostatnia. Są świetnym sposobem na spędzenie z dzieckiem czasu w kuchni, i jeszcze lepszym na zabicie ochoty "coś słodkiego". Przepis pochodzi stąd, a wykonanie jest banalnie proste:

Składniki:
3/4 szklanki świeżych daktyli (lub suszonych, namoczonych przez noc)
1/2 szklanki wiórków kokosowych
1/2 szklanki orzechów laskowych lub płatków owsianych
1/2 szklanki nasion słonecznika
2 łyżki surowego kakao/karobu

Wszystkie składniki zmiksuj w malakserze, a z gotowej masy ulep kulki wielkości orzecha włoskiego. Na koniec obtocz je w surowym kakao, karobie lub ziarenkach sezamu, siemienia lnianego, maku, nasionach chia czy wiórkach kokosowych. Ja swoje pozostawiłam w wersji surowej,

Smacznego!
Marta


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz