wtorek, 6 października 2015

Stary zeszyt w nowej szacie

Ja jestem z tych, co to muszą sobie wszystko zapisać bo inaczej zapomną. Pamięć mam dobrą, ale bardzo krótką. Kiedyś zapisywałam wszystko na karteczkach, ale te lubiły się gubić i zawieruszać, więc przerzuciłam się na zeszyt. Metoda zdała egzamin, ale dotychczasowy zeszyt już się skończył. Postanowiłam więc, że następny nie dość, że ma spełniać swoją podstawową funkcję, to ma też być ładny. W ramach upiększania przestrzeni okołobiur(k)owej postanowiłam wykorzystać to, co już w domu miałam, żeby cała akcja odbyła się zgodnie z moją ulubioną maksymą: "ładnie i tanio, a najlepiej za darmo" :) Oto efekty:
 
 
 
Korzystałem ze wskazówek Elclavel, ale nie trzymałam się ich kurczowo. Poniżej garść moich rad dla Was, gdybyście chcieli zrobić coś podobnego:

1.Do stworzenia mojego organizera wykorzystałam stary zeszyt (z twardą okładką), materiał (ważne, by nie był zbyt cienki), klej (wikol albo Magic - wszystko jedno), nożyczki, pędzelek, patyczek do szaszłyków (albo inne narzędzie, które pozwoli Wam uformować ładnie zagięcia).
2. Materiał, który wykorzystywałam, miał brzegi wykończone maszyną do szycia. Odcięłam te fragmenty i gdy to robiłam zakładałam, że jeszcze je wykorzystam...
3. Materiał należy przyciąć w ten sposób, by z każdej strony wystawał poza obręb zeszytu o jakieś 2cm. Należy pamiętać, by przed przystąpieniem do klejenia rozłożyć materiał równomiernie pod zeszytem, żeby nam później z którejś strony nie zabrakło - bo wtedy już będzie za późno na poprawki
4. Następnie kawałek po kawałku smarowałam zeszyt klejem i cieniutko rozsmarowywałam pędzelkiem. Teraz już wiem, że jest to kluczowy moment i nie należy przesadzać z klejem. Warstwa ma być naprawdę jak najcieńsza. Na moim zeszycie widać parę niedoskonałości, ale cóż... Będę musiała z tym żyć - do następnego zeszytu ;D
5. Kolejny krok to przycięcie nadmiaru materiału - zostawiamy ok.1 cm materiału, smarujemy klejem, zaginamy do środka zeszytu i już! Oczywiście wszędzie tam, gdzie są zagięcia w zeszycie, tam trzeba materiał ponacinać
6. Tak prezentuje się gotowa okładka. Przeszkadzały mi jednak prześwity kleju. Żeby je zniwelować wcieliłam w życie pomysł, który przyszedł mi do głowy przy cięciu materiału (patrz punkt 2). Niestety ten etap został przeniesiony na późniejsze godziny, ponieważ skończył się czas drzemki Małego i nie był zmiłuj - trzeba było wszystko rzucić...
7. Oczywiście wszystko leżało na wierzchu i aż korciło mnie, żeby skończyć to, co zaczęłam...
8. ...niestety mój pomocnik jest najbardziej pomocny wtedy, gdy nie pomaga :D W związku z tym trzeba było naprawdę odłożyć pracę na znacznie późniejszą godzinę
9. Na szczęście do efektu finalnego już nie było daleko: wystarczyło zszyć węższy pasek materiału (który odcięłam - patrz punkt 2), a z szerszego uformować kwiatek. Wszystko było robione intuicyjnie. Ostatecznego wyglądu kwiatek nabrał po przyszyciu metalowego guziczka. Kwiatek przymocowałam do powstałej "opaski" za pomocą agrafki. Potencjalnie w każdej chwili może mi posłużyć za broszkę :D


 
 
 
Z efektu końcowego jestem bardzo zadowolona i kto wie, może kogoś z Was zainspirowałam? :)

 

Pozdrawiam
Marta

3 komentarze:

  1. Świetny pomysł na zeszyt. Ja też wszystko zapisuję na karteluszkach, które również bardzo często gubię, albo zapisuję w dziesiątkach różnych zeszytów i notesików i nie wiem nigdy , gdzie co jest . Od wieków obiecuję sobie założyć jeden, konkretny zeszyt.... ale jakoś wcale mi się to nie udaje ;))) Może wreszcie się zmobilizuję :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysłowe wykonanie, a ten kwiatunio wykończył idealnie całość:) Pozdrawiam Ciebie i Twojego pomocnika:)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo piękny zeszyt :) ja już od kilku dni noszę się z zamiarem naprawienia w taki sposób obdartej okładki książeczki z wierszami, ale moja pomocnica właśnie mi skutecznie to zadanie utrudnia ;)

    OdpowiedzUsuń