czwartek, 21 maja 2015

Lampy DIY

Lampy. Jestem ich totalną fanatyczką. Ale nie takich zwykłych, sztampowych - co to, to nie. Mnie fascynują te nietypowe i niespotykane, a najlepiej takie "handmade". W naszym malutkim gniazdku również nie zdecydowałam się na lampy gotowe (no dobra, są pewne wyjątki :D ). Nasze lampy to w każdym przypadku jakieś DIY.
Pierwsza z nich to moje wprawki, jeszcze z czasów fascynacji stylem shabby chic. To nic innego, jako cztery jednakowe kawałki płyty MDF, w których wywierciłam dziurki. Następnie pomalowałam wszystkie 4 elementy ciemną lakierobejcą, kolejno białą farbą akrylową (cieniutką warstwą, praktycznie suchym pędzlem), a następnie przetarłam je papierem ściernym. Po wyschnięciu posklejałam je ze sobą, po czym przytwierdziłam je do podstawy. Kwestią elektryki zajął się mój ukochany, wtedy jeszcze nie-mąż :D Lampka umilała nam wspólne chwile we dwoje, ale w samotne wieczory też dawała radę :D



Kolejnym naszym wspólnym "dziełem" są trzy lampy ze sznurka, które wiszą nad naszym łóżkiem. Jak je wykonać - tutoriale i kursy znajdziecie w internecie. Ja muszę jednak wtrącić swoje 3 grosze odnośnie ich wykonania: jeśli ktoś chce zrobić podobne, radziłabym zaciągnąć kogoś do pomocy. Ja ambitnie zaczęłam sama, a ostatecznie skończyło się na 3 osobach, które przy lampach pracowały. Jak wiadomo, do ich wykonania potrzebny jest sznurek (w przypadku takich lamp jak nasze - sizalowy), wikol, baza (balon lub - tak, jak w naszym przypadku - piłka plażowa. Jest mniej jajowata i przede wszystkim większa) i chętni do brudnej pracy :D U nas praca wyglądała tak: jedna osoba ciągnęła sznurek, który był zanurzony w pojemniku z wikolem, druga osoba palcami ściągała ze sznurka nadmiar kleju (opcja z pędzlem, który miał usuwać nadmiar kleju - u nas nie zdała egzaminu), a trzecia nawijała sznurek na piłkę plażową. Później wystarczyło zostawić piłki z nawiniętym sznurkiem do całkowitego wyschnięcia i Voila! Można było podziwiać piękne, kształtne prawie-kule :D Kwestia elektryki - to znów sprawka (już wtedy prawie) męża.


Kolejną lampą jest ta, o której już tutaj kiedyś wspominałam. Abażur zdobyty za śmieszne pieniądze na giełdzie, obciągnięty spódnicą, której materiał mnie zauroczył. Na chwilę obecną pełni funkcję oświetlenia centralnego, docelowo ma jednak stać się lampą stojącą, z masywną, drewnianą, najlepiej toczoną podstawą. 
Ma zastąpić obecną lampę podłogową, która w tej chwili jest dla mnie solą w oku, bo kompletnie nie pasuje do mojej koncepcji wnętrza. Póki co brakuje mi podstawy, ale nie ma pośpiechu
- coś wymyślimy. Chyba, że ktoś ma coś podobnego na zbyciu - chętnie przygarnę :D Póki co - lampa wisi na gałęzi pod sufitem i czeka na lepsze czasy.


Oczywiście nie możemy zapomnieć o cudownych Cotton Ball Lights, które wygrałam u Agnieszki. Już sobie nie wyobrażam naszych czterech kątów bez nich.
Więcej grzechów nie pamiętam :D ale znowu zgrzeszę, bo już niebawem pojawi się kolejne źródło światła. O tym już wkrótce.



Pozdrawiam
Marta
  

4 komentarze:

  1. Cudne lampy...ja też lubię takie wymyślone ;-)..Pamiętam tą Twoją lampę ze spódnicy...cudo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę ale cały czas mi się marzy, żeby zrobić z niej lampę stojącą. I tak się przymierzam i przymierzam... a czas leci i nic - samo się nie chce zrobić :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjne lampy!!!:) Mnie też nosi na zmianę oświetlenia, bo czas najwyższy tego dokonać;) hihi;)))
    Pozdrawiam Oświetloną:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam niezwykłą pomysłowość i chęć do działania :))
    Zachwyciły mnie te kuliste lampy ze sznurka, cudne są :)
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń