Marzę, wzdycham, uśmiecham się od ucha do ucha na JEGO widok...Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ON nie zrobi za mnie wszystkiego, że ON nie jest idealny, że ON ma swoje mankamenty, a JEGO cena jest nieadekwatna do funkcji, bo przecież inni pomocnicy kuchenni konkurencyjnych firm są równie dobrzy, jak nie lepsi czasami, a ich cena przy okazji nie zabija. ALE... Ja wiem, że gdybym kupiła cokolwiek innego, i tak byłabym nieusatysfakcjonowana i cała czas myślałabym o NIM i żałowałabym, że nie dołożyłam trochę, aby rzeczywiście spełnić swoje marzenie. Ostatecznie skończyłoby się pewnie tak, że w końcu bym skapitulowała i tak czy inaczej GO kupiła.
źródło: bargainblessings.com |
Poza tym, kiedyś obiecaliśmy sobie z mężem, że chcemy mieć w domu tylko rzeczy dobrej jakości, które nam się w pełni podobają i spełniają nasze upodobania estetyczne. Na szczęście mam najwspanialszego (w moich oczach ;) ) męża na świecie, który nie ma absolutnie nic przeciwko, żeby wydać fortunę na "mikser" - jak by GO nazwali niektórzy z mojego otoczenia. Co więcej: mąż mój wspiera mnie w mozolnym odkładaniu pieniążków na spełnienie mojej zachcianki. Bo jak można to inaczej nazwać, jeśli nie "zachcianką". Ehh...ile bym dała, żeby go już mieć... Tylko że...gdy stanę przed wyborem koloru, znowu będę miała problem, który wybrać? Na szczęście będę wybierała tylko między dwoma wariantami: latte albo krem. I będzie moment zawahania: czy latte nie będzie za biały, a krem za żółty? Nie ma to jak życiowe problemy :) Aha, nadmieniam też, że to nie jest post sponsorowany, miałam po prostu takie widzimisię, żeby się z szerszą publicznością podzielić kawałeczkiem mojego świata :)
Marta