Sałatka z brokułów w sosie curry
Kalendarz wskazuje piątek, 18-sty dzień maja, a ja wychodząc z domu ubieram się coraz cieplej. Wiosna sprzed kilku tygodni nas rozpieściła: dała nadzieję na rychłe nadejście lata, przygotowała mentalnie na coraz cieplejsze dni (czytaj: wygoniła do obuwniczego po sandały dla dziecka), a teraz powiedziała STOP! I to jest ten moment, którego bardzo nie lubię. Naprawdę nie przeszkadzało mi to, że wiosenne temperatura rosła powoli - grunt, że widziałam progres. Naprawdę nie przeszkadzają mi spadki temperatur jesienią - wręcz lubię to szykowanie się do zimy i wyciąganie coraz cieplejszych swetrów. Ale spadek temperatury z letniej na wiosenno-jesienną, w połączeniu z wiatrem, deszczem i chmurami, to już nie moja bajka. To ten pogodowy czas, którego najbardziej nie lubię i z którym nie radzi sobie mój organizm. Jest mi ciągle zimno, ubieram się jak w największe mrozy - a wciąż czuję chłód. Do łask wracają kurtki i szaliki, a ludzie patrzą na mnie jak na dziwoląga. W sumie mają rację :)
Szukam więc sposobów, by zdrowo przetrwać ten czas: wzmocnić się witaminami i dodać sobie energii. Tym przychylniejszym okiem patrzę więc na różnego rodzaju sałatki i surówki, z nadzieję, że mimo dyskomfortu cieplnego uda mi się przetrwać to załamanie pogody we względnym zdrowiu. Gdy więc u Basi pojawił się przepis na sałatkę z brokuła z sosem curry - wiedziałam, że muszę ją wypróbować!
Sałatka z brokułów w sosie curry:
- 1 brokuł
- garść posiekanych pistacji
- garść płatków migdałowych (o dziwo miałam, ale nie chciało mi się grzebać w szafce, więc poprzestałam na pistacjach)
- garść ziaren granatu
- garść suszonej żurawiny (miałam, ale pominęłam)
dressing:
- opakowanie jogurtu naturalnego
- płaska łyżeczka curry
- łyżka miodu
- skórka otarta z połówki cytryny
- sól
Oryginalny przepis mówi, aby:
brokuła podzielić na różyczki i ugotować na parze (ok. 10 minut, nie więcej). Przelać je zimną wodą, by zachowały swój intensywny, zielony kolor, Suszoną żurawinę zalać w kubku wrzątkiem. Migdały i pistacje podprażyć przez 2-3 minuty na suchej patelni (należy je mieszać, by się nie przypaliły). Składniki dressingu wymieszać ze sobą, na koniec posolić do smaku. Na półmisku ułożyć brokuły, polać dressingiem, posypać ziarnami granata, posypać migdałami i pistacjami oraz odsączoną z wrzątku żurawiną.
I już. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zmieniła. Pierwszą rzeczą, którą wyeliminowałam, była żurawina. Jak lubię suszoną żurawinę, tak nienawidzę namoczonych rodzynek w serniku. A zalanie żurawiny wrzątkiem spowodowałoby jej zmięknięcie i spulchnienie, co ją z miejsca wykluczyło z przepisu. Nie powiem, posypałam brokuły po prostu suszoną żurawiną prosto z opakowania, ale nie czułam różnicy z/i bez, więc z niej zrezygnowałam. Nie chciało mi się też nurkować w szafce w poszukiwaniu migdałów, więc z nich również zrezygnowałam. Domyślam się, że tutaj strata w smaku mogła być bardziej odczuwalna, ale pogodziłam się z tym :) I ostatnią modyfikacją na jaką się zdecydowałam, było dodanie odrobiny majonezu do dressingu. Ten krok był reakcją na dodanie prawdopodobnie zbyt dużej ilości curry. Jak lubię curry, tak wydało mi się w pewnym momencie zbyt dominujące - a może to po prostu odpowiedź organizmu na to, że prawie wszystko zjadłam sama :) Smak sałatki jest charakterny. Wiem, że nie będzie się nadawał dla każdego. Z pewnością nie skorzysta mój mąż, który za curry - delikatnie mówiąc - nie przepada (ku mojemu ubolewaniu!). Sałatka będzie jednak świetnym dodatkiem do grilla czy obiadu, w czasie którego chcecie zaskoczyć gości niebanalnymi smakami :)
To jak, spróbujecie?
Marta
Co do smaku curry, to podzielam smaki twojego męża, ale te zdjęcia są takie apetyczne... ;-) Bardzo fajny blog a zdjęcia zdradzają wprawne oko fotograficzne. Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuń