czwartek, 27 października 2016

8 sposobów na oszczędności przy dekorowaniu wnętrz

Jestem oszczędna. A raczej skąpa. Gdy mam wydać na coś pieniądze, trzy razy się zastanawiam, zanim podejmę decyzję, a później jeszcze analizuję, czy ta decyzja była słuszna. 

Kłóci się to niestety z moim zamiłowaniem do ładnych wnętrz. Cóż poradzę na to, że tak wiele rzeczy mi się podoba. I pomijając fakt, że powstrzymuje mnie metraż, to bodźcem hamującym moje poczynania zakupowe jest magiczne pytanie 

"Czy na pewno?"


W 90% odpowiedź brzmi NIE:
NIE potrzebuję tej prześlicznej ramki na zdjęcia,
NIE potrzebuję kolejnego uroczego świecznika.
NIE potrzebuję tej pachnącej świeczki.


Pytanie "czy na pewno (tego potrzebuję)?" już wielokrotnie uratowało mi skórę podczas zakupów. 
Nie zmienia to faktu, że lubię zmiany w swoim otoczeniu. Żeby jednak nie generować kosztów, radzę sobie inaczej: 

1. Sezonowo zmieniam dekoracje. Nie znaczy to jednak, że jedne z nich wyciągam latem, a drugie zimą. Nie. Chodzi o umiejętne żonglowanie nimi. O zmianę miejsca i zmianę konfiguracji. Większość moich dekoracji mam już od dłuuugiego czasu i wciąż mi się nie znudziły - właśnie dzięki temu, że nie stoją wciąż w jednym miejscu. Żeby zaś mieć w swoich zbiorach darmowe i unikatowe dekoracje...
2. Przeszukuję strychy i piwnice. Nie gardzę też wystawkami: ostatnio natknęłam się na piękną, starą, drewnianą skrzynkę z czarnymi napisami. Czeka na swoją kolej, aby ją odświeżyć, ale nie kosztowała mnie ani grosza, a będzie stanowić piękną dekorację.
3. Staram się tworzyć sama. Najczęściej spod moich rąk wychodzą poszewki na poduszki, bo uważam, że tekstylia we wnętrzu to jeden z najważniejszych punktów, który pozwala odmienić je nie po poznania.
4. Wykorzystuję dary natury. W ten prosty sposób odmieniła się nasza sypialnia, jednocześnie zachowując jesienny charakter - na czym mi najbardziej zależało: wrzosy powędrowały na dwór - tam gdzie ich miejsce. Godnie zastąpiły je kwiaty hortensji. Są na tyle wdzięczne, że cudownie się "starzeją": nie osypują się, nie tracą zbyt szybko swojej barwy, nie uginają się pod własnym ciężarem, tylko zachowują formę. To kwiat idealny do suszenia.
5. Mam oczy szeroko otwarte: nawet na zakupach w SH trafiają się perełki. Piękny kremowy budzik, który zdobi parapet w naszej sypialni i cudownie komponuję się z glinianymi doniczkami i hortensjami kosztował mnie całe 8 złotych. Istniało oczywiście ryzyko, że nie będzie działał, ale to ryzyko byłam w stanie podjąć. W domu później sprawdziłam: ten sam zegarek (nowy) kosztował 30 funtów (np. tu). Zegarek działa, a ja mam taaaką satysfakcję!
6. Szukam alternatyw: jeśli coś mi się bardzo, bardzo podoba, ale nie podoba mi się cena, zaczynam szukać i porównywać. Jestem w stanie poświęcić wiele nocnych godzin, by upewnić się, że nie znajdę tego produktu tańszego albo porównywalnego w niższej cenie. Szukam też pomysłów, by zrobić coś podobnego samodzielnie (czyt.: najczęściej rękami męża :D). Jeśli widzę, że nie ma innej opcji, wtedy dopiero daję sobie zielone światło na zakup, ale:
7. Daję sobie czas: nie kupuję od razu. Oglądam raz, potem drugi, potem dziesiąty. Często trwa to wiele miesięcy i niejednokrotnie potem zdaję sobie sprawę, że mogę bez TEGO żyć. Zdarza się też niestety tak, że to COŚ chodzi mi po głowie coraz bardziej natrętnie i wiem, że nie ucieknę przed zakupem. Wtedy sięgam po moją sekretną broń, która zawsze zagłusza wyrzuty sumienia: czekam do świąt lub urodzin i...
8. Proszę o składkowy prezent. To rozwiązanie, które gwarantuje, że wilk będzie syty, a owca cała. Takie rozwiązanie świetnie funkcjonuje w naszej rodzinie, bo uważamy, że lepszy będzie jeden składkowy, ale wymarzony prezent, z którego obdarowana osoba rzeczywiście będzie się cieszyć, niż kilka drobnych, indywidualnych i niekoniecznie przemyślanych prezentów. 


A Wy? Jakie macie sposoby na oszczędności przy urządzaniu i dekorowaniu wnętrz? Podzielcie się ze mną swoimi pomysłami :)

Marta 

7 komentarzy:

  1. Święta racja. Wiele z tych zasad też stosuję. Jeśli coś mi się spodoba, daję sobie czas "do jutra" i często w międzyczasie chęć na zakupy mi mija.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie jest różnie :-) Jak mi się coś spodoba to nie ma rady, muszę kupić. Ale bardzo lubię dekorować swój dom dekoracjami, wykonanymi własnoręcznie. Lubię ten czas, gdy coś tworzę :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobre są te zasady, ale ja coś nie mogę przejść obojętnie obok pięknej świeczki czy dzbanuszka i często je kupię,a potem w domu nachodzi myśl mam podobny po co mi on. Opatrzone przedmioty oddaję w inne ręce, aby cieszyły inne oczy. Pozdrawiam Iwona J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to wymaga ćwiczeń i samozaparcia. Mnie też nie zawsze się udaje, ale jestem na dobrej drodze - tak myślę... :) Życzę powodzenia i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  4. Oj tak, pytanie : "Czy potrzebuję...?" jest kluczowe. I chociaż odpowiedź "Nie" jest niezbyt miła, też nie mam problemu z jej udzielaniem- a najlepszą metodą jest cierpliwość- jeśli coś chodzi mi po głowie przez baaardzo długi czas- to znaczy, że czas to kupić! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, czas to zdecydowanie sprzymierzeniec naszego portfela :)

      Usuń
  5. ja własnie od jakiegoś czasu stosuję to czarodziejskie słowo " czy ja to potrzebuje", uwielbiam buszować po sh i wyszukiwać fajnych rzeczy ostatnio wyszperałam nowa ściereczkę green gate za całe 3 zł a w sklepie kosztuje ok 30

    OdpowiedzUsuń