czwartek, 12 maja 2016

"Ty, Mamo, kolorowy maj codziennie miej"

Wraz z nastaniem ciepłych dni, powróciłam do tego, co uwielbiam: jazdy na rowerze. Ten rok jest jednak wyjątkowy i z pewnością będę go wspominać przez całe życie: już nie jeżdżę sama. Od tego roku towarzyszy mi słodki ciężar na bagażniku. Najpierw nosiłam go pod sercem, teraz wożę, i mam cichą nadzieję, że w ten sposób zaszczepię w nim miłość do roweru. Choć wokół nas wyjątkowo dużo dzieci – rówieśników mojego Syna, On raczej jest osobowością aspołeczną. Kontakt z innymi nie jest dla niego przyjemnością, często też doprowadza go do płaczu. Wózkowe spacery z innymi mamami nie wchodzą w rachubę, bo i ile ich dzieci grzecznie siedzą w wózkach, o tyle F. po chwili zaczyna się nudzić i spacer zamienia się w koszmar. Zazwyczaj więc inne mamy idą dalej pogrążone w plotkach i rozważaniach na temat swoich dzieci, a my wracamy samotnie do domu.


Kiedy więc tylko pogoda zaczęła sprzyjać – wyciągnęliśmy rower, zamontowaliśmy fotelik i wyruszyliśmy w drogę. To było jak błogosławieństwo! F. grzecznie siedzi i podziwia zmieniający się krajobraz, ja fizycznie się męcząc – psychicznie odpoczywam i ładuję akumulatory, mogę się zatopić we własnych myślach, odciąć od świata i czerpać prawdziwą przyjemność z jazdy na rowerze.

Wyruszamy bez planu i jedziemy, gdzie nas oczy poniosą. Jedziemy w ciszy, czasem tylko przerywanej krótkim pytaniem: „F., jedziesz z mamą?”

Wyruszamy we dwoje. Syn i matka – pod jednym względem bardzo podobni, identyczni wręcz. Zewnętrznie to kopia tatusia, ale osobowość to moje lustrzane odbicie – niezbyt dobre zresztą. Dwie zamknięte w sobie dusze, raczej obserwatorzy niż aktywni uczestnicy życia społecznego, unikający ludzi, jak tylko się da, domatorzy, którzy cenią sobie swoje towarzystwo i najlepiej czują się we własnych czterech ścianach.

Dobrze nam razem. Mimo, że już po raz drugi będę świętować Dzień Matki jako mama F., czasem wciąż nie mogę uwierzyć, że go mam. Bardzo zmienił mój świat, bardzo go ubogacił – o te emocję, których wcześniej nie znałam. Mimo jego wad, mimo tego, że często daje mi w kość, mimo, że wciąż nieustannie domaga się mojej uwagi – kocham Go tak mocno, jak tylko matka kochać potrafi! W głowie kołaczą mi słowa piosenki:

A kiedy znowu przyjdzie wiosna 
i znów przyjdzie maj, 
to wszystkie majowe kwiaty 
Tobie dam, 
niech zawsze pachną w Twoim domu, 
gdy w nim nie ma mnie, 
Ty Mamo, kolorowy maj 
codziennie miej.


Dzisiaj sama sobie przynoszę do domu mój osobisty majowy symbol: bez bzu maj się nie liczy. Uwielbiam jego zapach i przedkładam ponad wszystko, a dzisiejsza zdobycz jest o tyle cenna, że jest efektem naszej kolejnej wyprawy rowerowej. Naszej. Syna i mamy.

Marta

4 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia, bo są przepięknym komentarzem do tematu wpisu :) Coś w tym maju musi być, wszyscy targają gałęzie bzu do domu.. Ja też właśnie przyniosłam biały i upajam się jego zapachem :)

    Pozdrawiam, Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ja też uwielbiam jazdę na rowerze:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Że wszystkim się zgodzę, ale zdanie, że Twój synek odziedziczył coś złego po Tobie proszę sobie wyrzucić do kosza. Jesteś najlepsza mama na świecie. Mój pierwszy syn zachowywał się podobnie gdy był jeszcze jedynakiem. Dziś jest mega towarzyski i ma mnóstwo kolegów. Usciski :)

    OdpowiedzUsuń