piątek, 28 sierpnia 2015

Coś się kręci

Szykuję niespodziankę. Czasu nie mam dużo, ale mam nadzieję, że zdążę, bo bardzo mi zależy.  Nie chciałabym, żeby ten post został odebrany jako "zapchajdziura", ale mam ogromną nadzieję, że jego upublicznienie zmobilizuje mnie do działania. Termin: 5 września. Odliczanie czas zacząć :)
 
 
 


Pozdrawiam
Marta

wtorek, 25 sierpnia 2015

Kuchnia dla mamy

No dobra, może nie tylko dla niej, ale ze wszystkich domowników to chyba ona będzie się cieszyć najbardziej (przyjmijmy więc, że na potrzeby tego posta nazwiemy ją "kuchnia mamy"). Nic dziwnego - poprzednia kuchnia miała już jakieś 27 lat. Do zmian rodzice przymierzali się długo. Wiadomo - nowa kuchnia to poważna inwestycja. Nowe meble, sprzęt AGD, podłogi, sufit, ściany i robi się niemała suma.


Kuchnia mamy nie jest pomieszczeniem ustawnym ani łatwym w aranżacji. Każda ze ścian zawiera jakiś kłopotliwy element: na 3 ścianach znajdują się drzwi, na jednej okno. Dodatkowo raczej trzeba było wykluczyć ingerencję w instalacje hydrauliczne i do nich sie dostosować. Zmieniając układ kuchni należało się jednak liczyć ze zmianami w instalacji elektrycznej.
Rozmowy o nowej kuchni trwały od kilku lat, ale dopiero ostatnio akcja nabrała tempa. Najpierw powstał pierwowzór. Dzięki temu, że mam dostęp do programu pro100, mogłam zrobić dla mamy projekt - propozycję:



Chodziło o to, by uzmysłowić mamie, co mi siedzi w głowie i uzyskać jej akceptację odnośnie układu kuchni, bo chyba wszelkich możliwych próśb i sugestii wysłuchiwałam od kilku lat. Mama bardzo zwracała uwagę  na funkcjonalność, ale wygląd był nie mniej ważny.
Istotną kwestią, którą często tez poruszała mama, była łatwość utrzymania kuchni w czystości. Mama zdaje sobie sprawę z upływu czasu, a zważywszy na to, że poprzednią kuchnię rodzice mieli ponad ćwierć wieku - to ta nowa pewnie będzie ich ostatnią.
Wspólnie wybraliśmy kolorystykę:


ustaliliśmy plan działania i jeszcze przed rozpoczęciem przez rodziców urlopu zaczęliśmy remont. Kluczową sprawą było przeniesienie kuchni do innego pomieszczenia, by móc w miarę normalnie funkcjonować - zwłaszcza, że w domu jest małe dziecko. Mamy to szczęście, że w budynku gospodarczym na naszej posesji była kiedyś tzw. kuchnia letnia i to właśnie tam została przeniesiona kuchnia - staruszka. Nie jest to rozwiązanie wygodne, ale jakoś funkcjonować trzeba - zdajemy sobie sprawę, że taki stan rzeczy potrwa trochę czasu, bo jak najwięcej staramy się zrobić sami, własnymi siłami, z pomocą wujka Google :)




Jedynie przy suficie podwieszanym skorzystaliśmy z pomocy kolegi (dzięki Marek :D),



no i kwestie hydrauliczne to też już wyższa szkoła jazdy, dlatego zostawiliśmy je profesjonalistom. Wykonawcą mebli będzie nie kto inny jak mąż mój jedyny we własnej osobie. To jest kolejny powód, dla którego zabawa w nową kuchnię może jeszcze trochę potrwać: mąż mój kochany jest człowiekiem bardzo zapracowanym, a jak wiadomo "szewc bez butów chodzi". Sad but true.
Już teraz wiemy, że kuchnia delikatnie będzie się różnić od pierwotnego projektu, ale będą to zmiany niezbędne, by jak najbardziej zwiększyć funkcjonalność nowej kuchni. Szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać efektu końcowego, ale do tego jeszcze długa droga. Mimo to zaglądajcie - kiedyś w końcu to nastąpi, a wtedy nie omieszkam się pochwalić :D
 
Pozdrawiam z placu boju
Marta
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 11 sierpnia 2015

Jeszcze szacunek dla historii czy już zbieractwo?

Próba zachowania rodzinnych pamiątek...
Próba zachowania pamięci o tych, którzy już odeszli...
Próba zachowania wspomnień o latach, które już nie wrócą...
... czy po prostu zbieractwo?



Być może jest to spowodowane moją wzrastającą świadomością upływu czasu - nie wiem, ale za wszelką cenę staram się spośród starych i często bezwartościowych rzeczy uratować, co się da. Dla 90% społeczeństwa stara, drewniana skrzynka z zestawem do naprawy obuwia byłaby zwykłym śmieciem. Dla mnie to relikt przeszłości, który opowiada o codziennym życiu zwykłych ludzi dawniej. Moje dziecko gdy dorośnie już nie będzie zdawało sobie sprawy z tego, że kiedyś tak oczywisty element garderoby jak buty były na wagę złota - nie było ich na wyciągnięcie ręki, za to były robione porządnie i niejednokrotnie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Również wszelkich napraw dokonywano samodzielnie i nie była to dla nikogo nadzwyczajna umiejętność - ot...zwykła, codzienna rzecz. Zabawki też były nie lada rarytasem. Nie każdy miał to szczęście, by mieć zabawki z prawdziwego zdarzenia - niektórym do szczęścia wystarczyć musiał patyk, kamyk i sznurek. Ale czy to powodowało, że dzieci były mniej lub bardziej szczęśliwe?

 

Nie wydaje mi się. Kiedyś bardziej niż dziś liczył się nieograniczony niczym kontakt z rówieśnikami. Teraz kontakt został zastąpiony przez media społecznościowe, a zabawki przez coraz bardziej wypasione gadżety elektroniczne. Być może dlatego tak bardzo zależy mi, by zachować choć odrobinę historii. By mój syn z otwartą buzią i zapartym tchem mógł nie tylko posłuchać, jak to było kiedyś, ale również na własne oczy się o tym przekonać. Ostatnio wpadły mi w ręce stare matrioszki, którymi w dzieciństwie bawił się mój tata. Jakimś cudem przetrwały w domu, w którym się urodził i mieszkał przez kilka pierwszych lat życia. Jakimś cudem nie zostały oddane innym dzieciom. Jakimś cudem nie zostały wyrzucone, gdy już nie były nikomu potrzebne. I wreszcie jakimś cudem wpadły w moje ręce, by tym sposobem zostać ocalonymi od zniszczenia i zapomnienia.
 




Faktycznie cud, czy przeznaczenie? :D
Marta 
 

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Koniec

Koniec... Skończyłam, uff... Kolejna poszewka na poduszkę powstała tylko i wyłącznie dlatego, że zostało mi odrobinę żółtej włóczki. Wiedziałam, że w żaden sposób jej nie wykorzystam i będzie mi się pałętała, bo oczywiście żal mi będzie jej wyrzucać. A tak - dzięki sowie - odnalazła swoje przeznaczenie :D


 
 
Tak się jakoś złożyło, że do zdjęcia zapozowały same przedmioty handmade:
Łóżeczko - made by Tatuś Młodego
Pościel - made by Babcia Młodego (również odzysk materiału, który leżał i czekał na lepsze czasy :D)
Poszewki na poduszki - made by Mamusia Młodego.
 
Konkluzja: wspólnymi siłami stworzyliśmy Młodemu fajną (w naszej opinii) przestrzeń do spania, a ten niewdzięcznik nie chce w swoim łóżeczku spać. Traktuje je wybitnie pogardliwie, jednocześnie czcząc i wielbiąc łóżko rodziców :D
 
 

Pozdrawiam
Marta