wtorek, 25 sierpnia 2015

Kuchnia dla mamy

No dobra, może nie tylko dla niej, ale ze wszystkich domowników to chyba ona będzie się cieszyć najbardziej (przyjmijmy więc, że na potrzeby tego posta nazwiemy ją "kuchnia mamy"). Nic dziwnego - poprzednia kuchnia miała już jakieś 27 lat. Do zmian rodzice przymierzali się długo. Wiadomo - nowa kuchnia to poważna inwestycja. Nowe meble, sprzęt AGD, podłogi, sufit, ściany i robi się niemała suma.


Kuchnia mamy nie jest pomieszczeniem ustawnym ani łatwym w aranżacji. Każda ze ścian zawiera jakiś kłopotliwy element: na 3 ścianach znajdują się drzwi, na jednej okno. Dodatkowo raczej trzeba było wykluczyć ingerencję w instalacje hydrauliczne i do nich sie dostosować. Zmieniając układ kuchni należało się jednak liczyć ze zmianami w instalacji elektrycznej.
Rozmowy o nowej kuchni trwały od kilku lat, ale dopiero ostatnio akcja nabrała tempa. Najpierw powstał pierwowzór. Dzięki temu, że mam dostęp do programu pro100, mogłam zrobić dla mamy projekt - propozycję:



Chodziło o to, by uzmysłowić mamie, co mi siedzi w głowie i uzyskać jej akceptację odnośnie układu kuchni, bo chyba wszelkich możliwych próśb i sugestii wysłuchiwałam od kilku lat. Mama bardzo zwracała uwagę  na funkcjonalność, ale wygląd był nie mniej ważny.
Istotną kwestią, którą często tez poruszała mama, była łatwość utrzymania kuchni w czystości. Mama zdaje sobie sprawę z upływu czasu, a zważywszy na to, że poprzednią kuchnię rodzice mieli ponad ćwierć wieku - to ta nowa pewnie będzie ich ostatnią.
Wspólnie wybraliśmy kolorystykę:


ustaliliśmy plan działania i jeszcze przed rozpoczęciem przez rodziców urlopu zaczęliśmy remont. Kluczową sprawą było przeniesienie kuchni do innego pomieszczenia, by móc w miarę normalnie funkcjonować - zwłaszcza, że w domu jest małe dziecko. Mamy to szczęście, że w budynku gospodarczym na naszej posesji była kiedyś tzw. kuchnia letnia i to właśnie tam została przeniesiona kuchnia - staruszka. Nie jest to rozwiązanie wygodne, ale jakoś funkcjonować trzeba - zdajemy sobie sprawę, że taki stan rzeczy potrwa trochę czasu, bo jak najwięcej staramy się zrobić sami, własnymi siłami, z pomocą wujka Google :)




Jedynie przy suficie podwieszanym skorzystaliśmy z pomocy kolegi (dzięki Marek :D),



no i kwestie hydrauliczne to też już wyższa szkoła jazdy, dlatego zostawiliśmy je profesjonalistom. Wykonawcą mebli będzie nie kto inny jak mąż mój jedyny we własnej osobie. To jest kolejny powód, dla którego zabawa w nową kuchnię może jeszcze trochę potrwać: mąż mój kochany jest człowiekiem bardzo zapracowanym, a jak wiadomo "szewc bez butów chodzi". Sad but true.
Już teraz wiemy, że kuchnia delikatnie będzie się różnić od pierwotnego projektu, ale będą to zmiany niezbędne, by jak najbardziej zwiększyć funkcjonalność nowej kuchni. Szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać efektu końcowego, ale do tego jeszcze długa droga. Mimo to zaglądajcie - kiedyś w końcu to nastąpi, a wtedy nie omieszkam się pochwalić :D
 
Pozdrawiam z placu boju
Marta
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

1 komentarz:

  1. Ach...zmiany, zmiany to coś co uwielbiam ;-). Czekam na efekty ;-)

    OdpowiedzUsuń