Koniec... Skończyłam, uff... Kolejna poszewka na poduszkę powstała tylko i wyłącznie dlatego, że zostało mi odrobinę żółtej włóczki. Wiedziałam, że w żaden sposób jej nie wykorzystam i będzie mi się pałętała, bo oczywiście żal mi będzie jej wyrzucać. A tak - dzięki sowie - odnalazła swoje przeznaczenie :D
Tak się jakoś złożyło, że do zdjęcia zapozowały same przedmioty handmade:
Łóżeczko - made by Tatuś Młodego
Pościel - made by Babcia Młodego (również odzysk materiału, który leżał i czekał na lepsze czasy :D)
Poszewki na poduszki - made by Mamusia Młodego.
Konkluzja: wspólnymi siłami stworzyliśmy Młodemu fajną (w naszej opinii) przestrzeń do spania, a ten niewdzięcznik nie chce w swoim łóżeczku spać. Traktuje je wybitnie pogardliwie, jednocześnie czcząc i wielbiąc łóżko rodziców :D
Pozdrawiam
Marta
Poducha sowa bajerancka, muszę pomyśleć:)
OdpowiedzUsuńDon't think, just act! ☺
UsuńPiękna ta poszewka. Uwielbiam motyw sów, mam je wszędzie. I moja córka też ma pełno takich dodatków. Czy jej się to podoba czy nie :)
OdpowiedzUsuńBiedne dzieci, skazane na fanaberie rodziców☺
UsuńPrzecudna ta sówka!!!! :)
OdpowiedzUsuńPiękna podusia :)
OdpowiedzUsuńPodusia SUPER a Synkowi się nie dziwię że woli rodziców :)
OdpowiedzUsuńzapraszam po odbiór wyróżnienia: http://robotkirecznenawesolo.blogspot.com/2015/08/wyroznienie.html