czwartek, 4 czerwca 2015

Paper lights

Nie ma co gadać - blog niesamowicie motywuje. Gdybym nie wspomniała, że coś tworzę, pewnie rzuciłabym to w kąt, zapomniała o tym i wyciągnęła za rok. A tak nie było wyjścia: powiedziało się "A", trzeba było też powiedzieć "B".


Uwaga, moi drodzy: post o lampach był tylko wstępem do tego, co chciałam Wam pokazać. Jak już wspomniałam: uwielbiam lampy, lampeczki, girlandy i wszelkie źródła światła. Jakiś czas temu u babci męża zauważyłam nowiutki, fabrycznie jeszcze zapakowany sznur lampek LED-owych. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że pewnie u niej się zmarnuje w czeluściach szafy, a ja już miałam milion pomysłów, co bym z niego zrobiła i jak wykorzystała. Pewnego pięknego dnia zapytałam więc wprost, czy by mi go sprezentowała. Na szczęście nie miała nic przeciwko, a ja stałam się posiadaczką tego, co widzicie poniżej. Pamięć trochę spłatała mi figla, bo przez cały czas wydawało mi się, że łańcuch jest jasny - przezroczysty, ale okazał się niestety ciemnozielony. Cóż - chyba jakoś to przeżyję :) Oczywiście wiadomym było, że łańcuch nie przetrwa w swojej pierwotnej postaci. Zamarzyło mi się, żeby tandetne, materiałowe róże zastąpić czymś bardziej szlachetnym - jeśli tak można nazwać papier :) Jak zrobić podobny łańcuch? Już Wam pokazuję:

 
Oczywiście potrzebny jest łańcuch światełek - bez tego nie ruszymy dalej :D Można kupić albo wysępić od kogoś, komu jest niepotrzebny lub nie widzi ich potencjału. Nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie możecie podobne kupić, ale wydaje mi się, że powinny być dostępne w marketach budowalnych. Chodzą mi też po głowie sklepy typu KiK, Pepco, Jula czy Tiger. Od czasu do czasu coś podobnego rzucają w marketach "spożywczych".  Z tego, co widziałam na opakowaniu to moje przyjechały z Niemiec i były kupione w Kauflandzie na 7,99 Euro.


Przymknijmy oczy na ten wątpliwej urody róż - za chwilę i tak go nie będzie :- ) Należy zdjąć to, co nam przeszkadza: w moim przypadku płatki róż, ale może się zdarzyć, że będą to plastikowe mikołajki albo kolorowe kulki - zależy, co Wam się trafi. Chodzi o to, żeby uzyskać w miarę wyizolowane żarówki. Ja do zdjęć zatrzymałam się na diodach z plastikowymi osłonkami, które ostatecznie potem i tak zdjęłam. Trzeba pamiętać, by robić to bardzo  ostrożnie, by nie uszkodzić kabla i żarówek.
 



 
Uzyskujemy "łysy" łańcuch . Teraz przychodzi czas na zabawę. W pierwszej wersji róże miały być zastąpione przez papierowe "kostki". Miałam już nawet ambitny plan, żeby przygotować dla Was mały tutorial, zrobiłam jedną "kostkę", potem drugą... i zwątpiłam. Moja wizja nie do końca pokrywała się z rzeczywistością. Papier teoretycznie ładnie przepuszczał światło, ale boki sześcianu okazały się zbyt grube i masywne i nieładnie odstawały od całej bryły. Próbowałam je podkleić taśmą dwustronną, ale trzymały się dosłownie jakieś 5 minut, by później się ładnie odkleić i doprowadzić mnie do szewskiej pasji.



Cały mój plan legł w gruzach i trzeba było poszukać alternatywy. W ruch poszedł Pinterest - a jakże. Znalazłam tam coś, co na nowo rozbudziło moją wyobraźnię i nadzieję. Wpadłam na pomysł, by sześciany zastąpić papierowymi "diamentami" i chyba to był pomysł trafiony w 10! Moim zdaniem diamenty wyglądają zdecydowanie korzystniej i szlachetniej niż sześciany, do których się tak na początku zapaliłam. Zresztą poniżej pokazuję porównanie. Oceńcie sami:
 
 
Dla tych, którzy byliby zainteresowani zrobieniem sobie podobnych papierowych diamentów, podaję tutaj zdjęcie, z którego ja korzystałam. Znalazłam je na Pinterest, a odsyła nas do tego źródła. Dodam też, że moje kwadraty miały boki o długości 8cm (czyli dosyć małe), a zrobione są z grubszego papieru (ale zabijcie mnie, grubiści nie pamiętam)
 


Gdzieś w głowie świtało mi, że w Tchibo były kiedyś takie papierowe girlandy, które mi się bardzo podobały. Oczywiście na żywo ich nie widziałam, a cały swój osąd oparłam na tym, co widziałam w ich gazetce reklamowej. Z ciekawości więc wstukałam odpowiednią frazę w Google i oto, co mi wyskoczyło:

 
Nasza girlanda póki co wędruje i nie ma swojego stałego miejsca. Żałuję, że kabel nie jest jasny, ale "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma", prawda? :-) Mimo tego mankamentu strasznie się cieszę, że udało mi się ją zdobyć i przerobić po swojemu, bo uwielbiam robić coś z niczego. Bliskie jest mi hasło 3xR: reduce, reuse, recycle. Oby więcej takich projektów - które zaczęłam i skończyłam :D
 
 
Pozdrawiam
Marta


4 komentarze:

  1. Przyznam, że robiłam takie diamenty, tyle że większe. Podziwiam więc Twoją zręczność i wytrwałość. Girlanda jest cudna.Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Owiń kabel washi tape:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń