Wspominałam już, że stałam się szczęśliwą posiadaczką łańcucha CBL. Jednak dopiero zmontowany łańcuch zaczyna robić wrażenie, nie mówiąc już o efekcie, jaki daje świecąc w ciemności. Tego samego dnia, gdy kurier dostarczył mi paczkę - wieczorem zaczęło się montowanie. Mąż miał wielce odpowiedzialne zadanie nacinania kulek, ja natomiast wybierałam (oczywiście po konsultacji z nim), w jakiej kolejności mają zostać ułożone. Powiem szczerze, że efekt końcowy, po powieszeniu i zapaleniu - według mnie powala na kolana. Od razu też rzuciłam się do aparatu, by uwiecznić efekt (tak jakby mi miały gdzieś za chwilę uciec te moje kuleczki :D ). W związku z tym post jest dla osób cierpliwych, bo wyjątkowo dużo w nim zdjęć - jak na mnie. Nie umiałam się zdecydować, które wybrać. A w sumie i tak żadne zdjęcie nie oddaje uroku Cotton Ball Lights, dopiero na żywo potęguje się efekt, jakby się było w niebie - wśród gwiazd :)
Przy okazji ciemne okno pokazuje nie tylko odbijające się w nim małe kuleczki, ale i jedną wielką kulę, która już powinna eksplodować, ale póki co jest w stanie uśpienia ;)
Nasz łańcuch CBL świetnie koresponduje również z naszymi lampami ze sznurka (projekt DIY sprzed dwóch lat - ale o tym może jeszcze kiedyś wspomnę) - nie tylko kolorystycznie, ale również jeśli chodzi o strukturę. Cieszy mnie to, bo lubię, gdy wszystko jest spójne. Uprzedzę pytanie: wiszące kable to efekt zamierzony :)
Pozdrawiam ciepło
Marta
Pisałam wielokrotnie, że ekstra więc inaczej u Ciebie wyglądać nie może ;-)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, dziękuję! Takie słowa to miód na moje serce :)
Usuńpięknie :)
OdpowiedzUsuń