I tak, czas to coś, czego bym sobie i Wam życzyła w Nowym Roku - poza zdrowiem, oczywiście! Czas to w tej chwili towar wysokiej rangi, produkt deficytowy - coś, czego każdemu w dzisiejszych czasach brakuje. Paradoks naszych czasów polega na tym, że nawet stosunkowo małe dzieci odczuwają jego pęd - mimo, że przecież są tylko dziećmi. Czas - jego brak dobitnie odczuwałam w grudniu, a przecież powinien to być okres spokoju, uważnego przygotowania się do świąt, zwolnienia tempa. No niestety - w tym roku znów się nie udało. Dlatego czas, to coś, co postanowiłam w tym roku bardziej szanować i lepiej wykorzystywać. Nie traktuję tego postanowienia w kategorii postanowień noworocznych. To raczej umowa zawarta z samą sobą. Być może wtedy pozostanie mi więcej wolnych chwil na to, co naprawdę lubię, czyli rękodzieło. Chociaż prawda jest taka, że w dużej mierze ograniczyłam swoją hendmejdową działalność ze względu na brak miejsca - bo przecież ile można zmieścić na tak ograniczonej przestrzeni, jaką w tej chwili dysponujemy? I to nie tak, że nie potrafię rozstawać się z przedmiotami, ale ja z tyłu głowy mam to, że za jakiś czas przeprowadzimy się do naszego Starego Domu i wtedy to wszystko, co stworzyłam, znajdzie w końcu swoje należne miejsce. Dojrzewam do tego, by zacząć bardzo krytycznie podchodzić do swoich pomysłów i eliminować wszystkie, absolutnie wszystkie te, co do których mam choć cień wątpliwości, że mnie nie usatysfakcjonują. Z autopsji wiem, że tak właśnie jest: coś, co mnie nie przekonuje na 100%, leży później odłogiem. Natomiast projekty, w które od początku wierzyłam i w ich realizację włożyłam naprawdę całe serce - te autentycznie cieszą moje oczy przez długi czas. Już teraz staram się odsiewać pomysły pt. "chcę to zrobić, byle coś robić" od tych "zrobię to, bo ma to jakąś wartość". Pewnie mieszanka argumentów ("brak czasu, MIEJSCA, chęci") spowodowała, że mniej tej aktywności pokazywałam na blogu - a czasem zwyczajnie uważałam, że coś nie jest warte tego, by temu poświęcać cały wpis. Jest jednak pewna rzecz, z której jestem szczególnie dumna. Nie jest to może projekt na miarę wszechczasów, ale jego realizacja przyniosła mi wiele satysfakcji, a efekt końcowy jest więcej niż zadowalający. Mowa tu o metamorfozie lampki (którą opisywałam TU - klik). Ta lampka autentycznie mnie cieszy, z prawdziwą przyjemnością z niej korzystamy i wiem - jestem o tym przekonana - że doskonale wpisze się również w klimat wnętrz naszego przyszłego domu. Już nie mogę się tego doczekać! I nie, nie jest mi źle w rodzinnym domu, ale wszystkim nam doskwiera niedostatek miejsca. Każdy chciałaby już odetchnąć i mieć choć kawałeczek swojej własnej przestrzeni, do której nikt inny nie ma wstępu. W tej chwili taką świątynią samotności jest tylko toaleta :)
Do usłyszenia
Marta