No muszę, muszę, bo się uduszę, jeśli się nie pochwalę :) Ale od początku: jakiś czas temu wspominałam, że ówczesny taboret przy naszym (niekompletnym jeszcze) biurku jest wersją tymczasową. Po głowie chodziły mi różne pomysły, które łączył wspólny mianownik: meblem tym musiał być taboret, żebym w razie potrzeby mogła go schować pod biurko (no wiecie, w tę przestrzeń przeznaczoną na nogi). Pewnego razu w TkMaxx zobaczyłam tapicerowany taboret. Niedrogi nawet: 53 złote to niewygórowana cena za produkt, który mi się naprawdę podobał. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zaczęła kombinować na wszystkie sposoby, by coś podobnego zrobić tańszym kosztem. Ów zobaczony w sklepie taborecik utwierdził mnie w przekonaniu, że właśnie tapicerowane siedzisko to będzie strzał w 10! Gdy więc trafiła się okazja kupna taboretu za 20 złotych - nie wahałam się. Już wiedziałam, co z nim zrobię :)
Przed Państwem: taboret po metamorfozie. Jestem z niego bardzo, bardzo dumna, bo wszystko wyszło spod moich rąk. Efekt końcowy oceńcie sami:
Tak natomiast prezentował się mebel zaraz po zakupie. Obraz nędzy i rozpaczy. I chyba tylko ja widziałam w nim potencjał :)
I na koniec moje ulubione zestawienie: "przed i po":
Dzisiaj wpadam dosłownie tylko na chwilkę, pokazać, co w ostatnim czasie wyszło spod moich rąk. Następnym razem chciałabym Wam uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, jak wyglądał przebieg prac. Kto wie, może kogoś to zainspiruje? :)
Uściski.
Marta
Piękna metamorfoza!!:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności:***
świetne jest! dobrego dnia
OdpowiedzUsuń