sobota, 21 czerwca 2014

Plany, plany, plany...

Plan na tegoroczny wystrój naszych czterech kątów podczas wakacji? Styl marynistyczny. Co z tych planów wyjdzie? Zobaczymy, bo jest jedno poważne ALE. To ALE brzmi: maksymalne cięcie kosztów - a to ze względu na czekającą nas życiową rewolucję :). Tak więc wymarzony efekt zamierzam uzyskać bardzo niskim (a najlepiej zerowym) nakładem kosztów. Do dyspozycji mam wszystko, co mi wpadnie w ręce w domu/na strychu/w piwnicy/w pawlaczu/w garażu/w warsztacie. I to nie tylko swoim, ale też u mamy, babci, a jeśli będzie taka potrzeba to nawet u sąsiadów :) Pomysł już jest, oby tylko starczyło cierpliwości i wytrwałości.
 
 
Na pierwszy rzut poszło...moje dziecięce krosno tkackie. Co prawda nazewnictwo w zakresie tkania  jest mi kompletnie nieznane, a umiejętności też raczej brak - wszystko wykonuję "na czuja", przypominając sobie, jak sobie z tym ustrojstwem radziłam w dzieciństwie... :) Na chwilę obecną jest to świetny sposób na wykorzystanie włóczki, której mam niewiele, a chciałabym, żeby efekt nie ukazywał tego, że zostały wykorzystane same resztki tego, co się gdzieś poniewierało po domu :)
 
 
Poza skarbami ukrytymi w czeluściach domu, całe swoje bogactwo oferuje matka natura. Tyle że tutaj jestem zdana na łaskę i niełaskę męża mojego kochanego, bo nie ma mowy o tym, żebym się gdzieś dalej od domu ruszyła bez obstawy, albo żebym czegokolwiek cięższego fizycznie podjęła się sama, bo później wysłuchuję kazań w stylu "Zwariowałaś!? Nie możesz tego teraz robić sama".

 
Dobrze, że ciąża nie trwa wiecznie, bo chyba bym zwariowała :)  Na szczęście nikt nie może mi zabronić robótek typowo ręcznych z wykorzystaniem włóczki. Ona mnie ani bobasowi z pewnością krzywdy nie zrobi :)
 
Z ciepłymi pozdrowieniami
Marta

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Baby boom

Dziś - o radości - temat nie-kulinarny... Za to bardzo życiowy :) Chociaż może bardziej pasujący do wczorajszego Dnia Dziecka, a ja oczywiście spóźniona jestem :) Ale w czym rzecz: nie wiem, jak ma się sytuacja w innych częściach Polski, ale w moim najbliższym otoczeniu pojawiło się ostatnio mega dużo ciężarnych kobiet (sama zresztą do tej grupy należę od jakiegoś czasu). Czasem mam wręcz wrażenie, że przeważają nad tymi, które w ciąży nie są :) W związku z tym co jakiś czas zdarza mi się wybrać w odwiedziny do tych nowo narodzonych członków społeczności i nie wypada iść z pustymi rękami.


Ostatnia z takich wizyt to wizyta u nowonarodzonego syna koleżanki. W ramach podarunku: karteczka (inspirowana dziecięcymi kartkami kasiorki), paczka pieluch (marki nie będę wymieniać) i kocyk. Wszystko wykonane i obfocone w tempie ekspresowym, dosłownie 5 minut przed wyjściem z domu, dlatego na zdjęciach nie należy się doszukiwać jakiegoś specjalnego artyzmu :)

 
Paczuszka ucieszyła bardziej mamę niż właściwego obdarowanego, który w czasie mojej wizyty słodko spał :), ale najważniejsze, że prezent został odebrany bardzo pozytywnie. A w niedługim czasie czeka mnie jeszcze wiele takich paczek, ale cieszę się, mogąc sprawiać komuś radość :)
 
Z pozdrowieniami
Marta