Że lubię rzeczy z przeszłością i historią - to oczywiste. Ale jestem jednocześnie bardzo wybredna. Kupuję tylko to, co mi w 100% odpowiada. Tak właśnie było z tymi cynkowymi osłonkami na doniczki (bo zakładam, że taka właśnie była ich pierwotna funkcja - ale mogę się mylić). Wpadły mi w oko od razu podczas wypadu na giełdę (staroci) już jakiś czas temu. A musiały mi wpaść w oko, bo do najmniejszych nie należą. Mają około 40 centymetrów wysokości i wierzcie mi - nie dało się ich przeoczyć.
Niestety przez długi czas brakowało zawartości. A to nie było czasu, żeby podskoczyć do kwiaciarni (a kwiatków z marketu nie chciałam, bo wiem, jak kończy się ich żywot), a to nie było dwóch sztuk tego samego gatunku, aż w końcu przeszkodziło mi moje wrodzone skąpstwo (albo raczej rozsądek), które nie pozwoliło mi w tej chwili na szastanie pieniędzmi w celu zakupu roślin.
Odezwało się za to moje wrodzone szczęście. Okazało się, że teściowa moja chce wyrzucić swoje dwie sztuki, bo już nie ma gdzie ich trzymać. Przez długi czas nie podpadło mi, że stoją na zewnątrz (zamiast w domu) - a one biedne czekały na wyrzucenie. Zlitowałam się nad nimi i przygarnęłam je, a one odwdzięczyły się idealnym "dopasowaniem" do moich cynkowych starociowych skarbów. Razem tworzą całkiem zgrabną - moim zdaniem - kompozycję. I co najważniejsze - trafiły mi się kwiaty idiotoodporne - w sam raz dla mnie, bo ja raczej jestem na bakier z regularnym podlewaniem.
Prawdziwe perełki vintage cieszą teraz moje oko. Nobla temu, kto wymyślił giełdę staroci :D
Z pozdrowieniami
Marta
Bardzo ładne, chyba muszę porozglądać się za podobnymi :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej chyba zdać się na przypadek, bo im więcej poszukiwań, tym mniejsze prawdopodobieństwo znalezienia tego, czego się szukało. Niech zadziała szczęście :) Pozdrawiam
Usuń