piątek, 2 listopada 2018

Co roku o tej porze...

1 listopada to taki szczególny i wyjątkowy dzień w roku, gdy chyba wszyscy na chwilę zatrzymujemy się w tym życiowym pędzie i nachodzi nas refleksja nad sensem istnienia. Tym bardziej więc cieszę się, że osoby, które kocham z całego serca, są wciąż obok mnie. 

Z roku na rok mamy coraz więcej grobów do odwiedzenia, coraz więcej zniczy do zapalenia i coraz więcej modlitw do odmówienia. Powiększa się grono Aniołów, które patrzą na nas z nieba. Niestety - z każdym rokiem będzie ich coraz więcej  - to smutne i przykre, ale prawdziwe. Każdy rok przynosi nam jakąś stratę - i często każda kolejna jest coraz bardziej dotkliwa. Nam, zostającym na Ziemi, nie pozostaje nic innego, jak uczcić ich pamięć. Niestety - dzień, który powinien być dniem zadumy, stał się kolejną okazją do zarobku. Bo tak jak wiele innych - tak i to święto dopadła komercja. Jedno, co mnie naprawdę przeraża, to jej skala: okres przygotowań zaczyna się właściwie już we wrześniu, a apogeum następuje na tydzień przed uroczystością "Wszystkich Świętych". Czego to wtedy nie można kupić: wiązanki zgodne z najnowszymi cmentarnymi trendami, znicze palące się przez miesiąc non-stop, bukiety sztucznych kwiatów w tak jaskrawych kolorach, że mogłyby służyć za odblaski... A w całym tym zamieszaniu ja: zagubiona, zdezorientowana, w pewnym momencie wysiadam z tego pociągu zwanego szaleństwem, odcinam się od wszystkiego i robię po swojemu. Bo dlaczego nie: skoro zazwyczaj preferują materiały naturalnego pochodzenia, to dlaczego miałabym w tym dniu odejść od swoich upodobań? Robię więc tak, jak uważam za stosowne, nie zważając na innych. Odkryłam to już dawno temu i trzymam się raz obranej drogi. Na grobie, na którego wygląd miałam wpływ, pojawiły się więc zaledwie 3 sztuczne kwiaty - reszta to naturalne gałązki, mech i chryzantemy. Tak niewiele, a wystarczająco - bo przecież liczy się pamięć i gest, a nie ilość wydanych banknotów, choć niektórzy widzą to zgoła inaczej...



Bo wyścig trwa po obu stronach: u kupujących przejawia się postawą pt.: "to u mnie musi być najbardziej dostojnie, z pompą i koniecznie lepiej niż u <somsiada>."
Sprzedający zaś prześcigają się w ilości plastiku w plastiku: wygląd niektórych wiązanek wręcz poraża i wciąż każe mi się zastanawiać, czy ludzie rzeczywiście za taki kicz i tandetę są w stanie zapłacić tyle pieniędzy? Najwyraźniej tak - co jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe!

Nie krytykuję całkowicie sztucznych kwiatów - ale ich stężenie na polskich cmentarzach po prostu poraża: sztuczne wiązanki, sztuczne liście... (a na dodatek sztuczne uśmiech ludzi, którzy na co dzień nawet nie powiedzą Ci "Dzień dobry"). 


Sprzeciwiam się temu - i na szczęście nie jestem w tym sama :) Podobną zasadę wyznaje moja ulubiona ekipa Pracowni Florystyki: Oni inspirują mnie zawsze. Często wyszukuję sobie błahe powody, by choć na chwilę przestąpić progi tej pracowni i napawać się pięknem, którego u nich pod dostatkiem. Nawet ich florystyka funeralna robi piorunujące wrażenie. Inspirowałam się więc w tym roku mocno robiąc dekorację na grób - mam nadzieję, że mi to wybaczą :) A gdy kiedyś będę mogła sobie na to pozwolić, to z największą przyjemnością przestanę udawać, że znam się na florystyce :D i pozostawię to im, bo to prawdziwi mistrzowie w swoim fachu.




Żyjmy więc najpiękniej, jak się da! Uważam bowiem, że życie jest za krótkie, by żyć byle jak: w brzydocie, tymczasowości i bylejakości - z dużą dozą prawdopodobieństwa będziemy mieć tego wystarczająco dużo na własnych grobach po śmierci...



Marta

2 komentarze:

  1. Myślę tak samo. Na grób szukam wiązanki jak najbardziej naturalnej, z żywymi gałązkami, mchem, wrzosami. Jest tyle pięknych naturalnych dekoracji, wystarczy ich poszukać. Można też zrobić samemu i w przyszłym roku chyba tak zrobię. Twój stroik jest piękny, aż miło popatrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Liczy się pamięć i gest. Nic dodać, nic ująć. I dla mnie cała ta komercja związana z pierwszym listopada jest strasznie irytująca i męcząca. Twój stroik jest przepiękny!

    OdpowiedzUsuń