środa, 29 marca 2017

Osłonka na doniczkę z forniru DIY

Chyba na fali trendu "urban jungle" producenci zaczęli przykładać większą uwagę do tak banalnego produktu, jak osłonka na doniczkę. I nie mówię tutaj o wyrobach rękodzielników czy lokalnych rzemieślników, tylko o produkcie wytwarzanym na masową skalę. Przyznajcie sami, że do tej pory np. w marketach budowlanych czy sklepach ogrodniczych nie mieliśmy powalającego wyboru. Tymczasem to wręcz niesamowite, jak ciekawa osłonka na doniczkę i zadbana roślina stojące na parapecie potrafią odwrócić uwagę od mojego brudnego okna :D

Napiszę to najłagodniej jak tylko potrafię: nie przepadam za plastikiem. Uwodzi mnie beton, pociąga metal, ubóstwiam drewno, nawet papier jest w stanie mnie zadowolić, ale plastik - nie przemawia do mnie. Mam więc w swoich zbiorach doniczki imitujące beton (do zobaczenia tutaj), jedną z prawdziwego betonu (o, taką!), dwie metalowe (których zawartość właśnie dokonała żywota), a teraz do tej jakże "imponującej" kolekcji dołączyła kolejna - stanowiąca mix papieru i drewna.


Powiedzcie: też tak macie, że po pewnym czasie rzeczy Wam się nudzą? Ja tak miałam ze starą osłonką na doniczkę. Nie to, żeby była brzydka. Ot, po prostu już mi się opatrzyła.

A że każde wyjście a zakupy (nawet poprzedzone obietnicą daną samej sobie, że tym razem rzeczywiście kupię to, co mi się podoba i jest dobrej jakości) - kończy się niepowodzeniem, gdy do głosu dochodzi mój wąż w kieszeni i zadaje mi słynne już pytanie: "czy na pewno", postanowiłam tym razem podejść do sprawy inaczej.

Odpuściłam sobie zakupy - bo i tak wiedziałam, że to, co mi się spodoba, będzie stanowczo za drogie - i zwyczajnie zakasałam rękawy. Sama zrobiłam osłonkę na doniczkę, czy też raczej osłonę osłonki. Jeśli miałabym tam włożyć doniczkę, to koniecznie należałoby pamiętać o podstawieniu spodka pod doniczkę, by nadmiar wody miał gdzie spływać i zwyczajnie nie zniweczył efektów naszej pracy.



Do jej wykonania potrzebne mi były:
- sztywny karton
- ostry nożyk
- taśma dwustronna
- brązowa taśma pakowa
- fornir
- linijka
- ołówek/pisak/cokolwiek innego piszącego
- klej na gorąco

Jak to zrobiłam:
Ze sztywnego kartonu wycięłam dwa kółka, które skleiłam ze sobą przy pomocy taśmy dwustronnej. W ten sposób uzyskałam bardzo sztywną i mocną podstawę. Następnie wycięłam karton o kształcie prostokąta (krótszy bok to wysokość osłonki, zaś dłuższy miał długość równą obwodowi osłonki). Prostokąt pozaginałam miejsce przy miejscu, aby był podatny na formowanie wokół okrągłej podstawy, po czym całość skleiłam przy pomocy brązowej taśmy. 
Kolejnym krokiem było przygotowanie forniru: pocięłam go na kawałki o wielkości mniej więcej 5cm x 2-3cm, które później partiami przyklejałam do powstałej papierowej formy używając kleju na gorąco. Górną krawędź również wykończyłam przyklejając do niej niedbale podocinane kawałki forniru. Środka osłonki nie wyklejałam, bo po włożeniu do niej starej doniczki, do której jest wielkością idealnie dopasowana - przestaje to być konieczne (pod warunkiem, że "wyrównamy" ich wysokości, czego ja jeszcze nie zrobiłam :D. Poza tym, brązowa taśma wiele wybacza...). I tyle!
Prosta sprawa, ale chyba trochę zagmatwałam... Jeśli coś jest niejasne - pytajcie :)

Pozdrawiam Was wiosennie
Marta


środa, 22 marca 2017

Czekam...

Człowiek całe życie na coś czeka:
- na weekend...
- na księcia z bajki...
- na urlop...

I nie ma w tym nic złego. Ja też czekam - tym razem na wiosnę. Ale równocześnie staram się przyjmować świat ze wszystkimi jego dobrodziejstwami.

I choć nie lubię poniedziałków, to zwiastują one nadejście nowego tygodnia i otwierają przede mną mnóstwo możliwości....
I choć mój książę z bajki nie przybył do mnie na białym koniu, tylko pieszo, to i tak jest najwspanialszym mężem, jakiego mogłam sobie wymarzyć :)
I choć urlopu wychowawczego z pewnością nie można nazwać wypoczynkowym, to jednak nie oddałabym tego czasu za nic!



Człowiek wciąż czeka - na lepsze czasy. Pytanie, co w jego mniemaniu znaczy "lepsze"? Aż będzie miał więcej pieniędzy? Aż będzie miał więcej czasu? Aż znajdzie lepszą pracę? Aż w końcu zamieszka w małym domku w leśnej głuszy, co zawsze było jego marzeniem?

Marzenia są dla ludzi, ale żeby się spełniły, trzeba w końcu zacząć działać:

Pieniądze nie spadną niespodziewanie z nieba w czasie, gdy my będziemy siedzieć i przeglądać facebooka.
Nie będziesz miał więcej czasu, gdy godzinami będziesz siedzieć przed telewizorem i przeskakiwać bezmyślnie z kanału na kanał.
Nowa praca się nie znajdzie, jeśli nie zaczniesz jej aktywnie szukać.
Mały domek też sam do Ciebie nie przyjdzie - musisz się rozeznać w lokalnym rynku, popytać miejscowych, rozpuścić wici - on sam nie zapuka do Twych drzwi.



Człowiek czeka na to, co wszyscy: na szczęście.

Gonimy za szczęściem, którego nie potrafimy nawet do końca zdefiniować.


A szczęście:

"... jest na wyciągnięcie ręki i tylko od nas zależy, czy z tego skorzystamy, czy nie. Wydaje mi się, że jest go tak dużo, że uśmiecha się do nas z każdego rogu ulicy i samo pcha się pod nasze nogi. Ale my jesteśmy zazwyczaj takimi ślepcami, że wolimy o nie zawadzić, potknąć się i rozkwasić sobie nos, niż go dotknąć. Trzeba być bardzo uważnym, żeby je dostrzec. Ono jest bardzo ulotne. "
Primabalerina, Dorota Gąsiorowska


Myślisz, że jak już osiągniesz to wszystko, co sobie założyłeś - spełnisz swoje wszystkie marzenia, to wreszcie będziesz szczęśliwy? Bzdura! Totalna, wierutna bzdura. Bo szczęście to nie rzeczy materialne, tylko to, co mamy w głowach. To nasze postrzeganie świata. To nasze relacje z innymi. To wszystko, co niematerialne, ale jednak ubogaca nasze życie.

Wraz z nadejściem wiosny życzę Wam więc, by Wasze życie nabrało wiosennych barw. Byście spojrzeli na świat przez różowe, a nie czarne okulary. Byście dostrzegli piękno wokół siebie - i nie mówię tylko o pięknie zewnętrznym, ale o pięknych sercach ludzi, którzy Was otaczają :)


Marta

niedziela, 12 marca 2017

Kulki mocy z masłem orzechowym

Właśnie zdałam sobie sprawę, że ta mityczna "wiosenna energia", o której pisałam w poprzednim poście, nie każdego dotyczy. Na śmierć zapomniałam o równie legendarnym "wiosennym przesileniu", które na szczęście mnie nie dotknęło - a już na pewno nie w pełnej krasie. Sporadycznie zdarzają mi się jakieś spadki aktywności, ale chyba nie mogę narzekać...


Niemniej jednak jest wiele osób, którym w przeciwieństwie do mnie brakuje energii do działania i najchętniej zakopałyby się w łóżku, by odpłynąć w spóźniony zimowy sen. Ciut za późno - zima już za nami, wiosna puka do drzwi, a dla tych, którzy ewidentnie potrzebują zastrzyku sił witalnych, polecam słynne już "kulki mocy".
Pewnie je znacie, a ja oczywiście dowiedziałam się jako ostatnia na tym świecie: cóż, lepiej późno niż wcale :)

Nie wiem, kto je wymyślił, ale rozsławiają je wszyscy: a ile osób, tyle wersji. Wszystko jedno, jakie zrobicie - każde będą lepszą alternatywą dla sklepowych słodyczy, które tylko otumaniają i uzależniają.


Robi się je szybko i są wdzięcznym materiałem do wszelkich modyfikacji: nie masz orzechów pekan - daj nerkowce. Albo orzechy włoskie. Albo migdały. Wszystko jedno - i tak będą pyszne i zdrowe. W pierwotnej, bezkształtnej postaci są też świetną masą spożywczo-plastyczną do prac kulinarnych z dziećmi (mówi Wam to osoba, która dla własnego świętego spokoju toczyła w pośpiechu kulki gdy dziecię poszło spać, modląc się w duchu, żeby tylko zdążyć... :D)

Przepis - jak zwykle - od Polki:

Kulki mocy z masłem orzechowym

(ok.20-25 niedużych kuleczek) - lub 15 większych, jak u mnie

Składniki:
- szklanka płatków owsianych (użyłam błyskawicznych, mogą być też górskie, ale wtedy masa będzie nadawała się do lepienia kulek dopiero po odstaniu)
- 2 łyżki masła orzechowego
- 1 łyżka oleju kokosowego
- 1 łyżka syropu klonowego (użyłam miodu)
- 2 łyżki karobu w proszku (dałam gorzkie kakao)
- 1/4 szklanki mleka
- 1/4 szklanki orzechów (użyłam orzechów nerkowca)
- opcjonalnie: ekstrakt z wanilii dla smaku, 2 łyżeczki nasion chia dla zdrowotności

Przygotowanie:
- wszystkie składniki z wyjątkiem mleka i orzechów umieścić w misce i połączyć ze sobą na gładką masę (połączyć sposobem dowolnym: mikserem, łyżką, ręką - jak Wam wygodniej)
- jeśli masa jest za sucha i nie dość zwarta, dodawać stopniowo mleko, po łyżce do czasu, aż zrobi się z niej plastyczna kula
- na końcu wmieszać posiekane orzechy (może być też chia albo inne nasiona czy bakalie)
- masę włożyć do lodówki na min. kwadrans, a najlepiej na godzinkę i po tym czasie lepić z niej kształtne kuleczki

Niech (kulkowa) moc będzie z Wami w tym nadchodzącym tygodniu! :)
Marta

wtorek, 7 marca 2017

Wiosenne odświeżanie garderoby

Wiosna chyba u każdego z nas wywołuje przypływ energii. Jedni spożytkują ją na gruntowne sprzątanie mieszkania, inni wyżyją się w czasie joggingu, jeszcze inni rzucą się w wir pracy, bo wreszcie im "się chce."

Jedno jest pewne: wiosna sprzyja porządkom: czy to jeśli chodzi o mieszkanie, czy też własny organizm, a dla mnie w tym roku wiosna stoi pod znakiem porządkowania mojej garderoby. Postawiłam sobie za cel, że w końcu zrobię porządek z wszystkim tym, co nie do końca nadaje się do noszenia: wymaga drobnych zabiegów kosmetycznych czy innych działań naprawczych, które przywrócą moim ubraniom utracony blask. Czeka mnie odświeżanie garderoby - i nie chodzi mi tutaj o wyjście do centrum handlowego.


Nie wymieniam swojej garderoby co sezon. Nie jestem osobą, która podąża za modowymi nowinkami. Lubię co prawda wiedzieć, co w trawie piszczy, ale niekoniecznie się do tego stosuję. Wolę kupić jedną jakościowo lepszą rzecz, niż pięć gorszych. Jedyne chwile zapomnienia i szaleństwa wam w SH podczas wyprzedaży. A i tutaj skórę niejednokrotnie ratuje mi pytanie "Czy na pewno (tego potrzebuję)?", choć w takich przypadkach muszę często mocno walczyć z samą sobą :) Staram się kompletować jak najprostszą bazę, bo to się u mnie najlepiej sprawdza.

Zdecydowanie daleko mi do stylowej minimalistki, ubranej elegancko i z klasą. Ja wolę ubieranie na cebulkę, gdzie widać poszczególne warstwy ubrań, a do tego koniecznie jakiś szal, lub komin omotany wokół szyi. Nie dla mnie też piękne torebunie, delikatne i wymuskane. Ja preferuję listonoszki przerzucane przez ramię, bo zdecydowanie stawiam na wygodę. Ubolewam nad tym, ale nigdy nie stanę się klasyczna i elegancka.


To nie zmienia faktu, że staram się wyglądać jak człowiek: nie wychodzę z domu w ubraniach z dziurami czy plamami (chyba, że dziecko mnie czymś uświniło, a ja nie zauważyłam - ale to się nie liczy :D). Każda drobna wada dyskwalifikuje te elementy garderoby w moich oczach i powoduje odłożenie na półkę pt. "do naprawienia".

A takich drobnych wad może być mnóstwo:
- mogą to być zbyt długie spodnie, które trzeba skrócić...
- ...albo zmechacony sweterek...
- ...lub niewielka dziurka na szwie Twojej ulubionej bluzki...
- ...a ulubione czarne jeansy straciły swój wyrazisty czarny kolor...

Przykłady można mnożyć.

Nie widzę powodu, by pozbywać się ulubionej bluzki, która rozeszła się na szwie. Wystarczy dosłownie igła, nitka i 5 minut wolnego czasu, by naprawić wadę. Zapewniam Cię - zajmie Ci to mniej czasu, niż wyprawa do centrum handlowego po nową bluzkę. Taka postawa wynika pewnie z mojej osobowości i światopoglądu. Nie tylko w dekoracji wnętrz wyznaję zasadę 3xR (reduce, reuse, recycle) - dotyczy to również ubioru. Jeśli ubranie można odświeżyć - ja to robię.


Sposoby na odświeżenie ubrań z drobnymi wadami:
1. Aktualnie jestem na etapie skracania spodni według porad Antyweszki. Mam nadzieję, że wszystko mi wyjdzie jak trzeba, bo już pocięłam spodnie i raczej nie będzie dla nich ratunku, jeśli ta operacja się nie uda :)
2. Golarka do ubrań to dla mnie narzędzie obowiązkowe. Kiedyś nabyłam takową w Biedronce i był to jeden z lepszych zakupów. Jeśli dopiero przymierzacie się do tego zakupu, to zwróćcie uwagę, by powierzchnia goląca był jak największa. I - co nie mniej ważne - unikajcie egzemplarzy na baterie. Znacznie lepsze są modele z zasilaniem sieciowym. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak energochłonne dla baterii jest korzystanie z golarki.
3. Warto przyjrzeć się szwom w swoich ubraniach, Często szybka reakcja pozwala na szybsze i prawie bezproblemowe uporanie się z problemem.
4. Podobno dobrym sposobem na uratowanie wyblakłej odzieży są barwniki. Ja w swojej karierze farbowałam tylko tkaninę - nigdy jeszcze nie trafiły mi się ubrania, ale kto wie, co mnie jeszcze czeka?

Taka akcja ma tylko jedną podstawową wadę: trzeba na nią poświecić chwilę czasu, zwłaszcza, jeśli tak jak ja nie dysponujesz maszyną do szycia. Ja stopniowo, małymi kroczkami, udoskonalam moją garderobę. I mimo, że wiąże się to z zastojem w moim świecie wnętrzarskim i rękodzielniczym - to jestem zadowolona. Mój stosik ubrań "do naprawy" maleje z dnia na dzień, a to przynosi mi niemałą satysfakcję i daje dodatkowy zastrzyk energii - w sam raz na wiosnę.

A Wy: jak spożytkujecie nadwyżki wiosennej energii? Wybieracie domowe porządki, aktywność fizyczną czy może jeszcze coś innego?

Marta