poniedziałek, 27 lutego 2017

W obliczu wyzwania

Życie to nieustanne pasmo wyzwań. Możesz je zignorować i żyć dalej, po swojemu. A możesz też opuścić swoją strefę komfortu i wziąć się z życiem za bary.


Teraz już mogę powiedzieć: my stanęliśmy właśnie w obliczu takiego życiowego wyzwania. 

Życiowego - bo długofalowego, prawdopodobnie na całe nasze życie.
Życiowego - bo zmieniającego nasze dotychczasowe życie.
Życiowego - bo może kiedyś dzięki temu powstanie nowe życie ;)


Zmiany będą długofalowe, pewnie burzliwe i pełne niespodzianek - tych dobrych i tych złych.
Będziemy tworzyć swoje miejsce do życia - krok po kroku, na bazie tego co zastaliśmy oraz historii napisanej przez poprzednie pokolenia. Będziemy wprowadzać nasze zmiany i realizować własne marzenia mając w pamięci, że to miejsce ze swoją przeszłością i NASZĄ przyszłością. Boję się tego, ale i cieszę. 

Trzymajcie za nas kciuki, żebyśmy potem wciąż tak mocno się kochali, a nie nienawidzili :)

Marta

niedziela, 19 lutego 2017

Domowa organizacja - jak z pudełka po butach powstało dekoracyjne pudełko do przechowywania

Wszelkie zamykane pudełka są w moim domu na wagę złota:

1. Swoje buty obowiązkowo trzymam w oryginalnych pudełkach i strasznie ubolewam nad tym, gdy zdarza mi się kupić jakieś luzem. Uwierzcie mi - ta odrobina dbałości w zakresie przechowywania obuwia powoduje, że dłużej wyglądają dobrze.
2. W szafkach są pomocne, by zorganizować przestrzeń. Podpisane - ułatwiają utrzymanie porządku.
3. Wreszcie - pudełka, które poddamy delikatnym zabiegom upiększającym mają szansę stać się całkiem przyzwoitą dekoracją.

Takim właśnie zabiegom mającym poprawić ich wygląd zostały poddane stare, ale - co ważne! - nie zużyte pudełka po butach. Co z tego wyszło - zobaczcie sami: 


Metamorfoza pudełek po butach

Pudełka zostały pomalowane szarą farbą akrylową. Nałożyłam 3 cienkie warstwy. Po wyschnięciu farby, przykleiłam do ich wieczek przy pomocy kleju na gorąco "szlufki" zrobione ze starego paska. Niestety - nie miałam paska ze skóry, a ideą tego projektu było wykorzystanie tego, co miałam w domu, dlatego zastosowałam to, co znalazłam :). 


Ostateczny efekt mnie zdecydowanie zadowala, choć to niestety nie ja jestem ich właścicielką. Metamorfoza pudełek stanowi tylko niewielki ułamek większego przedsięwzięcia, o którym już niebawem będziecie mogli tu poczytać. Stay tuned! :)

Marta

sobota, 11 lutego 2017

DIY spod ciemnej gwiazdy - kosz z papierowej wikliny

Nie sądziłam, że mi się to uda, że dotrwam do końca. Wydawało mi się, że to będzie kolejny projekt, który trafi "do szafy" - choć w tym przypadku właściwiej byłoby powiedzieć "do śmieci". Sama nie wiem, jak to się stało, że wytrwałam w swoim postanowieniu i znalazłam z sobie tyle samozaparcia, by godzinami kręcić rurki z gazet i pleść z nich coś na kształt gwiezdnego kosza. Ciężko mi też uwierzyć, że z tak pospolitego materiału jak papier, można stworzyć coś tak stabilnego. Mimo, że z papierową wikliną poznałyśmy się już kilka lat temu, to jednak dopiero teraz zdołała mnie do siebie przekonać.


Kiedyś kręcenie rurek z papieru było dla mnie żmudnym i niepożądanym elementem tworzenia: ja chciałam JUŻ, TERAZ, NATYCHMIAST pleść kosze i koszyki. Teraz chyba zmądrzałam, a etap ten był mi potrzebny, by obmyślać kolejne kroki i posunięcia. Bo musicie wiedzieć, że pracę dzieliłam sobie na partie: np. 30 skręconych rurek, chwila wyplatania i kilka godzin przerwy (bo zazwyczaj właśnie wtedy kończyła się błogosławiona drzemka dziecka). Papierowa wiklina to wdzięczny materiał do tworzenia. I choć wymaga odrobiny cierpliwości, wytrwałości i dyscypliny, to nierzadko daje spektakularne efekty.


Co również ważne: jest to "tworzywo" bardzo ekonomiczne. Mój kosz powstał z gazetek reklamowych. Jedyne, co musiałam kupić, to klej w sztyfcie i mała puszka farby (która właściwie została kupiona w innym celu, a ja sobie tylko "przy okazji" uszczknęłam trochę jej zawartości). Jeśli liczyć proporcjonalne zużycie materiałów, to okazuje się, że mój gwiezdny kosz kosztował jakieś 5 złotych :)


Oczywiście, jak to ja - porwałam się z motyką na słońce. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam zacząć od prostszej formy. Powinnam była przypomnieć sobie, jak się pracuje z tym materiałem... powinnam była. Stąd też mój koszyk ma wiele niedoróbek, popełniłam wiele błędów i zdecydowanie nie jest to koszyk idealny. Ale: who cares? Już wiem, co zrobiłabym inaczej następnym razem. Jestem bogatsza o kolejne doświadczenie rękodzielnicze i dobrze mi z tym. Wyjątkowo dobrze :)

Marta

środa, 1 lutego 2017

Lampa warsztatowa

W końcu dopnę swego. W końcu kiedyś zawiśnie u mnie girlanda żarówek - taka wymarzona. Do tego czasu jednak chyba oślepnę, bo zdecydowanie brakuje mi światła: do czytania, do robótek ręcznych czy chociażby do malowania paznokci. Nie chcę wiecznie gonić męża, by mi ją zrobił (a obiecał!), bo to człowiek zapracowany jest, ale mojego wzroku też mi szkoda. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje damskie ręce. I oto, co moje damskie oczy (jeszcze widzące) ujrzały pewnego pięknego dnia na OLX: lampa warsztatowa z prawdziwego zdarzenia, naturalny vintage, a co najlepsze: rzut beretem od mojego domu i w bardzo rozsądnej cenie 15 zł :) 



Nie szukałam jej - to ona znalazła mnie. Gdy ja miałam klapki na oczach i z uporem maniaka wypatrywałam kabla z żarówkami, ona po prostu na mnie czekała. Nie spustoszyła mi kieszeni i wiem, że długo posłuży, bo mam na nią mnóstwo pomysłów. Wdzięczna (subiektywnie, oczywiście!), ratuje moje oczy i rozświetli jeszcze wiele ciemnych kątów w swoim wnętrzarskim życiu. Wróżę jej świetlaną przyszłość :) 

W tym miejscu doskonale pasowałaby również lampa nożycowa (co w tym stylu, jak TU), która pozwoliłaby kierować strumień światła dokładnie tam, gdzie tego aktualnie potrzebuję - ale te plany jeszcze też będą musiało poczekać...


Co Wy na to? :)
Marta