poniedziałek, 31 października 2016

"Dobrze, że jesteś" - powiedziałeś to już?

Końcówka października to dla mnie okres wzmożonej aktywności i produktywności. Święto Wszystkoich Świętych prawie zbiega się z urodzinami naszego Syna, które przypadają 2 listopada. Poza przygotowaniami około-świątecznymi czeka mnie więc również nocny maraton cukierniczy w kuchni :) Na chwilę obecną, gdy zmarznięta wróciłam z cmentarza, moje myśli krążą jednak raczej wokół tych, których już z nami nie ma. I nie wiem, jak to się stało, ale właśnie październik okazuje się być miesiącem, w którym niespodziewanie żegnamy bliskich i znajomych, by później spotkać się z nimi 1 listopada - na cmentarzu, przy ich grobach. To naprawdę chwila na zadumę, refleksję i moment, w którym najczęściej mocniej przytulam do siebie zmarzniętego męża, dziękując w duchu, że stoi obok mnie i dane nam jest cieszyć się sobą. To też moment, w którym zapominam o zabieganiu, o sprzątaniu grobów i o tych stroikach, które tak pieczołowicie przygotowywałam, a które okazują się tak mało ważne. To moment, w którym zapominam, że za chwilę zamknę się na kilka długich godzin w kuchni, by dla Syna przygotować jego ulubione ciasta. To wszystko w tej chili jest najmniej ważne. I tylko dla formalności pokazuję Wam, co w tym roku stworzyłam - być może stanie się to inspiracją dla Was na przyszłe lata. 


Jak się okazało, mimo, że robiłam aż 3 stroiki - nie poniosłam żadnych kosztów, bowiem wszystkie materiały do ich wykonania miałam w domu. Gąbkę florystyczną mam zawsze "na stanie", dekoracyjny filcowy sznurek został mi z tamtego roku - tak samo sztuczne kwiaty. Pokażę Wam te 2 egzemplarze, z których jestem najbardziej dumna:

1. Stroik z kaliami
Podstawą jest kawałek styropianu wielkości 65x25cm. Oklejony został korą, którą zebrałam z powalonego w lesie drzewa. Do tego dodałam 2 spore, powykręcane gałęzie, a między nie wetknęłam wiązankę sztucznych kalii. Dla dekoracji dołożyłam jeszcze 2 kule z mchu i sfilcowany sznurek. Wszystkie elementy przyklejałam przy pomocy kleju na gorąco.



2. Stroik - serce
Podstawa to betonowe serce, które wykonałam własnoręcznie. Wyszło na tyle udane, że teraz kusi mnie, by zacząć częściej pracować z tym surowcem. Jak je zrobiłam - pokażę Wam w najbliższym czasie, bo samo w sobie może stanowić świetną dekorację. Po całkowitym wyschnięciu betonu w bocznej części serduszka (w specjalnie pozostawionym wgłębieniu) wkleiłam gąbkę florystyczną,w którą powbijałam zielone gałązki iglaków i zwykłe gałązki, a całość uzupełniłam kwiatami, szyszkami i wstążką. Serce podkleiłam filcem, by nie porysowało powierzchni grobu.


Mimo, że mój portfel w tym roku wyjątkowo na tych dekoracjach nie ucierpiał, to jednak wkładając w ich wykonanie całe swoje serce pokazałam to, co najważniejsze: swoją pamięć o zmarłych. Mam nadzieję, że gdzieś tam zerkają na mnie z góry i uśmiechają się do mnie, a Was tym wpisem próbuję przekonać, że nie pieniądze, a dobre myśli są najważniejsze w tym wyjątkowym dniu. Zwolnijcie więc na chwilę, popatrzcie na swoich bliskich, pomyślcie o nich ciepło i nie zapomnijcie im powiedzieć: "Dobrze, że jesteś".


Marta

czwartek, 27 października 2016

8 sposobów na oszczędności przy dekorowaniu wnętrz

Jestem oszczędna. A raczej skąpa. Gdy mam wydać na coś pieniądze, trzy razy się zastanawiam, zanim podejmę decyzję, a później jeszcze analizuję, czy ta decyzja była słuszna. 

Kłóci się to niestety z moim zamiłowaniem do ładnych wnętrz. Cóż poradzę na to, że tak wiele rzeczy mi się podoba. I pomijając fakt, że powstrzymuje mnie metraż, to bodźcem hamującym moje poczynania zakupowe jest magiczne pytanie 

"Czy na pewno?"


W 90% odpowiedź brzmi NIE:
NIE potrzebuję tej prześlicznej ramki na zdjęcia,
NIE potrzebuję kolejnego uroczego świecznika.
NIE potrzebuję tej pachnącej świeczki.


Pytanie "czy na pewno (tego potrzebuję)?" już wielokrotnie uratowało mi skórę podczas zakupów. 
Nie zmienia to faktu, że lubię zmiany w swoim otoczeniu. Żeby jednak nie generować kosztów, radzę sobie inaczej: 

1. Sezonowo zmieniam dekoracje. Nie znaczy to jednak, że jedne z nich wyciągam latem, a drugie zimą. Nie. Chodzi o umiejętne żonglowanie nimi. O zmianę miejsca i zmianę konfiguracji. Większość moich dekoracji mam już od dłuuugiego czasu i wciąż mi się nie znudziły - właśnie dzięki temu, że nie stoją wciąż w jednym miejscu. Żeby zaś mieć w swoich zbiorach darmowe i unikatowe dekoracje...
2. Przeszukuję strychy i piwnice. Nie gardzę też wystawkami: ostatnio natknęłam się na piękną, starą, drewnianą skrzynkę z czarnymi napisami. Czeka na swoją kolej, aby ją odświeżyć, ale nie kosztowała mnie ani grosza, a będzie stanowić piękną dekorację.
3. Staram się tworzyć sama. Najczęściej spod moich rąk wychodzą poszewki na poduszki, bo uważam, że tekstylia we wnętrzu to jeden z najważniejszych punktów, który pozwala odmienić je nie po poznania.
4. Wykorzystuję dary natury. W ten prosty sposób odmieniła się nasza sypialnia, jednocześnie zachowując jesienny charakter - na czym mi najbardziej zależało: wrzosy powędrowały na dwór - tam gdzie ich miejsce. Godnie zastąpiły je kwiaty hortensji. Są na tyle wdzięczne, że cudownie się "starzeją": nie osypują się, nie tracą zbyt szybko swojej barwy, nie uginają się pod własnym ciężarem, tylko zachowują formę. To kwiat idealny do suszenia.
5. Mam oczy szeroko otwarte: nawet na zakupach w SH trafiają się perełki. Piękny kremowy budzik, który zdobi parapet w naszej sypialni i cudownie komponuję się z glinianymi doniczkami i hortensjami kosztował mnie całe 8 złotych. Istniało oczywiście ryzyko, że nie będzie działał, ale to ryzyko byłam w stanie podjąć. W domu później sprawdziłam: ten sam zegarek (nowy) kosztował 30 funtów (np. tu). Zegarek działa, a ja mam taaaką satysfakcję!
6. Szukam alternatyw: jeśli coś mi się bardzo, bardzo podoba, ale nie podoba mi się cena, zaczynam szukać i porównywać. Jestem w stanie poświęcić wiele nocnych godzin, by upewnić się, że nie znajdę tego produktu tańszego albo porównywalnego w niższej cenie. Szukam też pomysłów, by zrobić coś podobnego samodzielnie (czyt.: najczęściej rękami męża :D). Jeśli widzę, że nie ma innej opcji, wtedy dopiero daję sobie zielone światło na zakup, ale:
7. Daję sobie czas: nie kupuję od razu. Oglądam raz, potem drugi, potem dziesiąty. Często trwa to wiele miesięcy i niejednokrotnie potem zdaję sobie sprawę, że mogę bez TEGO żyć. Zdarza się też niestety tak, że to COŚ chodzi mi po głowie coraz bardziej natrętnie i wiem, że nie ucieknę przed zakupem. Wtedy sięgam po moją sekretną broń, która zawsze zagłusza wyrzuty sumienia: czekam do świąt lub urodzin i...
8. Proszę o składkowy prezent. To rozwiązanie, które gwarantuje, że wilk będzie syty, a owca cała. Takie rozwiązanie świetnie funkcjonuje w naszej rodzinie, bo uważamy, że lepszy będzie jeden składkowy, ale wymarzony prezent, z którego obdarowana osoba rzeczywiście będzie się cieszyć, niż kilka drobnych, indywidualnych i niekoniecznie przemyślanych prezentów. 


A Wy? Jakie macie sposoby na oszczędności przy urządzaniu i dekorowaniu wnętrz? Podzielcie się ze mną swoimi pomysłami :)

Marta 

czwartek, 20 października 2016

Zakładka do książki - ja mam, a Ty?

Rozpoczął się sezon na ciepłe koce, gorące herbaty, płomyki świec i ciekawe książki. Bo jak najlepiej spędzić długie, jesienne wieczory, jeśli nie przy wciągającej lekturze? Ja właśnie o tej porze roku wracam do czytania, na które zwyczajnie nie miałam czasu latem. I przy tym moim zamiłowaniu do książek sama nie wiem, jak to się stało, że ostatnią zakładkę do książki z prawdziwego zdarzenia miałam gdzieś w okolicach podstawówki. Później zastąpiło je wszystko, co w danej chwili nawinęło się pod rękę: kartka, paragon, a nawet kawałek papieru toaletowego ;P 


W tym sezonie postanowiłam się nawrócić i szukając inspiracji aż się zdziwiłam, jak piękne mogą być zakładki do książek...Sama z siebie się śmiałam, że nie potrafię zdecydować, która mi się najbardziej podoba :) Ostatecznie postanowiłam, że moja będzie naturalna, bardzo prosta - wręcz surowa. Taka mi się chyba najbardziej podoba. Bardzo łatwa do zrobienia, wygodna w użytkowaniu i jeśli chcecie mieć podobną, to wystarczą Wam:


Wykonanie jest banalnie proste: wycinacie dwa elementy o odpowiadających Wam wymiarach, sklejacie je ze sobą za pomocą taśmy dwustronnej, na górze robicie dziurkaczem dziurkę. Przygotowujecie chwost (tutoriali jest pełno w sieci) i przywiązujecie do zakładki. Gotowe :)

A Wy? Macie zakładki, zaginacie rogi czy wkładacie cokolwiek, by zaznaczyć, w którym miejscu skończyliście czytać, zanim zasnęliście? :)

Marta

sobota, 15 października 2016

Pasta z zielonej soczewicy

Ile razy zdarza Wam stanąć przed otwartą lodówką i myśleć: "z czym by tu sobie zrobić kanapkę...?"
Jeśli znudziły Wam się konwencjonalne pomysły w stylu: "chleb z serem żółtym i pomidorem", to mam dla Was niebanalną propozycję: to pasta z zielonej soczewicy. Brzmi dziwnie? Być może, ale mnie i mojemu Synowi wyjątkowo posmakowała.
Skład jest banalnie prosty, wykonanie również, a smak - to kwestia gustu, ale ja ostatnio lubuję się w takich trochę nieoczywistych i zaskakujących zestawieniach. 

I może dla kogoś to zabrzmi jak bluźnierstwo, ale nam ta pasta najbardziej smakuje w towarzystwie dobrego masła. Mmm... uwielbiam! :)


Składniki:

- 1/2 szklanki soczewicy
- 3 marchewki
- 2 łyżki jogurtu naturalnego
- garść natki pietruszki (pominęłam z nadzieją, że przekonam do jej spróbowania mojego męża, który pietruszki wprost nienawidzi. Naiwna ja :D)
- curry ( 1-2 łyżeczki)
- sól
- pieprz

Soczewicę namaczamy przez 30 minut w zimnej wodzie, następnie gotujemy w proporcji 1:3 (soczewica : woda) około 30 minut. Marchewkę obieramy, tarkujemy  na średnich oczkach i smażymy na rozgrzanym oleju. Dodajemy curry i smażymy dalej około 3 minut. Ugotowaną soczewicę wraz z marchewką, pietruszką i jogurtem wrzucamy do wysokiego naczynia i za pomocą blendera, miksujemy na gładką masę. Doprawiamy solą i pieprzem.



Skąd pomysł? A stąd.
Dlaczego akurat to? Bo gotowałam zupę z soczewicą i została mi spora ilość tego ugotowanego, a niewykorzystanego składnika. A że należę do osób, które bardzo nie lubią marnotrawić jedzenia, postanowiłam go jakoś spożytkować. Jak dla mnie efekt jest zaskakujący - pozytywnie zaskakujący, a pasta jeszcze pewnie nie raz zagości na naszym stole. 

Częstujcie się :)
Marta

wtorek, 11 października 2016

Jak uszyć poduszkę z ozdobnym, wystającym brzegiem - tutorial

Nie jestem krawcową. Wszystko, co wychodzi spod moich rąk, szyte jest metodą prób i błędów. Ta poduszka wydaje mi się jednak na tyle prosta, ale też efektowna, że postanowiłam Wam zdradzić, w jaki sposób ją uszyłam. 


Schemat działania - krok po kroku

1. Rozcinamy materiał.
Przy tej czynności kierowałam się tym, by zrobić to jak najbardziej ekonomicznie, aby materiału wystarczyło mi na dwie poszewki - lubię robić komplety. Nie udało mi się zrobić dwóch jednakowych zestawów, ale komplet mniejszej i większej również mnie satysfakcjonuje. Na jedną poszewkę potrzebne są trzy elementy:
a. 1 element na przód - w przypadku mniejszej poszewki był to kawałek o wymiarach 43x43cm.
b. 2 elementy na tył: w tym przypadku 43x20cm i 43x35cm.


2. Prasujemy materiał i zaprasowujemy zagięcia.
Warto się przyłożyć i zrobić to bardzo dokładnie. Zauważyłam, że przy szyciu pierwszej poszewki zrobiłam to bardzo dokładnie, a więc i szycie szło sprawnie. Przy drugiej nie chciało mi się iść po wodę do żelazka. Co za tym idzie, prasowałam bez wyrzutu pary, a w związku z tym zagięcia były mnie dokładne i "mało ostre". Znacznie mi to utrudniło pracę podczas samego szycia. Wykonujemy zagięcie mniej więcej 1cm od krawędzi i zaprasowujemy. Ja wiem, że zgodnie ze sztuką krawiecką materiał powinien być zawinięty dwa razy, ale po pierwsze zużyłabym więcej materiału, a po drugie, wystający poza linię szycia brzeg byłby (w moim odczuciu) zbyt gruby.


3. Opracowujemy rogi
Dochodzimy do momentu dość pracochłonnego, ale myślę, że warto poświęcić na to chwilę czasu dla uzyskania zadowalającego efektu. Zależało mi na schludnym wykończeniu rogów i u Joulenki znalazłam na to sposób. Trochę go zmodyfikowałam i pokażę na przykładzie mojej poszewki:
a. odwijamy zaprasowane zagięcia, które do tego momentu nieestetycznie nachodziły na siebie
b. wyznaczamy linię zagięcia rogu i odcinamy zbędny rożek materiału pod kątem 45 stopni.


c. zaginamy materiał pod kątem 45 stopni w miejscu, w którym do tej pory zagięcia nie było, czyli w miejscu przecięcia zaprasowanych zagięć
d. składamy z powrotem zaprasowane zagięcia na ich pozycję docelową i zabezpieczamy tak powstałą formę szpilkami


e. zszywamy, wbijając igłę POD warstwą zagiętego materiału - wtedy końcówka nitki ładnie się schowa i nie będzie jej widać.


W ten sposób opracowujemy pozostałe rogi.

4. Zszywamy całość
Składamy elementy dokładnie tak, jak mają finalnie wyglądać tworząc całość poszewki na poduszkę. Staramy się to zrobić tak dokładnie, jak to tylko możliwe. Następnie całość stabilizujemy szpilkami. Teraz siadamy wygodnie na kanapie i zaczynamy zszywanie. Szyjemy zwykłym, najprostszym ściegiem. Oczywiście dużo prościej i szybciej jest szyć na maszynie, ale że takowej nie posiadam ani nie obsługuję, to pozostaje mi szycie ręczne. Przy pierwszym wkłuciu igły robimy to również między warstwami materiału, aby ukryć supełek i końcówkę nitki. Kończymy analogicznie, robiąc supełek między warstwami materiału.
Gotowe! :)


Myślę, że przy odrobinie samozaparcia i cierpliwości każdy może uszyć coś podobnego. A naprawdę warto, bo kraciaste podusie zdecydowanie dodają klimatu. 
Nie poddawaj się, łap igłę i nitkę i do dzieła! Podziel się ze mną swoimi pomysłami na jesienne robótki :)

Marta

piątek, 7 października 2016

Poduszki na jesień

Nadeszła. 
Jesień.
Wraz z nią dłuższe wieczory, gorące herbatki, ciepłe koce i przytulne poduszki. A że od poduszek ja jestem wręcz uzależniona, nie mogło zabraknąć nowej wersji na tegoroczną jesień. Jak zwykle też, warunek był jeden: niewielki nakład finansowy. 



Jak to zrobiłam?
W sh wpadł mi w oko kawałek materiału, który po kilkudniowym namyśle ostatecznie kupiłam w trakcie wyprzedaży za powalające 3,50zł. Stwierdziłam bowiem, że kratka to idealny wzór na jesień. Kawałek miał wymiary mniej więcej 1.50m na 0.8m. i wystarczył mi na uszycie dwóch poszewek: większa pasuje na poduszkę 50x50cm, mniejsza na poduszkę 40x40cm. Wszystko oczywiście było szyte ręcznie, a dodatkowym utrudnieniem był fakt, że wymyśliłam sobie "ozdobny" - "wystający" brzeg. 



Jak wyszło? Sami oceńcie. Ja tam jestem zadowolona i baaardzo dumna z siebie :) 

 Marta