poniedziałek, 25 maja 2015

Tworzę.

Tworzę. Bawię się. Nie mogę się doczekać efektu końcowego. Ten jeden element to tylko fragment większej układanki.
 
  
 
 
 
Muszę się jeszcze przyłożyć, żeby skończyć to, co zaczęłam, ale myślę, że efekt będzie tego wart. Najważniejsze, że się ogarnęłam, a w głowie aż kłębi się od pomysłów. Czasu dalej brak, doba się nie rozciągnęła, ale wydostałam się z tego marazmu, w którym tkwiłam.
 

Pozdrawiam
Marta

czwartek, 21 maja 2015

Lampy DIY

Lampy. Jestem ich totalną fanatyczką. Ale nie takich zwykłych, sztampowych - co to, to nie. Mnie fascynują te nietypowe i niespotykane, a najlepiej takie "handmade". W naszym malutkim gniazdku również nie zdecydowałam się na lampy gotowe (no dobra, są pewne wyjątki :D ). Nasze lampy to w każdym przypadku jakieś DIY.
Pierwsza z nich to moje wprawki, jeszcze z czasów fascynacji stylem shabby chic. To nic innego, jako cztery jednakowe kawałki płyty MDF, w których wywierciłam dziurki. Następnie pomalowałam wszystkie 4 elementy ciemną lakierobejcą, kolejno białą farbą akrylową (cieniutką warstwą, praktycznie suchym pędzlem), a następnie przetarłam je papierem ściernym. Po wyschnięciu posklejałam je ze sobą, po czym przytwierdziłam je do podstawy. Kwestią elektryki zajął się mój ukochany, wtedy jeszcze nie-mąż :D Lampka umilała nam wspólne chwile we dwoje, ale w samotne wieczory też dawała radę :D



Kolejnym naszym wspólnym "dziełem" są trzy lampy ze sznurka, które wiszą nad naszym łóżkiem. Jak je wykonać - tutoriale i kursy znajdziecie w internecie. Ja muszę jednak wtrącić swoje 3 grosze odnośnie ich wykonania: jeśli ktoś chce zrobić podobne, radziłabym zaciągnąć kogoś do pomocy. Ja ambitnie zaczęłam sama, a ostatecznie skończyło się na 3 osobach, które przy lampach pracowały. Jak wiadomo, do ich wykonania potrzebny jest sznurek (w przypadku takich lamp jak nasze - sizalowy), wikol, baza (balon lub - tak, jak w naszym przypadku - piłka plażowa. Jest mniej jajowata i przede wszystkim większa) i chętni do brudnej pracy :D U nas praca wyglądała tak: jedna osoba ciągnęła sznurek, który był zanurzony w pojemniku z wikolem, druga osoba palcami ściągała ze sznurka nadmiar kleju (opcja z pędzlem, który miał usuwać nadmiar kleju - u nas nie zdała egzaminu), a trzecia nawijała sznurek na piłkę plażową. Później wystarczyło zostawić piłki z nawiniętym sznurkiem do całkowitego wyschnięcia i Voila! Można było podziwiać piękne, kształtne prawie-kule :D Kwestia elektryki - to znów sprawka (już wtedy prawie) męża.


Kolejną lampą jest ta, o której już tutaj kiedyś wspominałam. Abażur zdobyty za śmieszne pieniądze na giełdzie, obciągnięty spódnicą, której materiał mnie zauroczył. Na chwilę obecną pełni funkcję oświetlenia centralnego, docelowo ma jednak stać się lampą stojącą, z masywną, drewnianą, najlepiej toczoną podstawą. 
Ma zastąpić obecną lampę podłogową, która w tej chwili jest dla mnie solą w oku, bo kompletnie nie pasuje do mojej koncepcji wnętrza. Póki co brakuje mi podstawy, ale nie ma pośpiechu
- coś wymyślimy. Chyba, że ktoś ma coś podobnego na zbyciu - chętnie przygarnę :D Póki co - lampa wisi na gałęzi pod sufitem i czeka na lepsze czasy.


Oczywiście nie możemy zapomnieć o cudownych Cotton Ball Lights, które wygrałam u Agnieszki. Już sobie nie wyobrażam naszych czterech kątów bez nich.
Więcej grzechów nie pamiętam :D ale znowu zgrzeszę, bo już niebawem pojawi się kolejne źródło światła. O tym już wkrótce.



Pozdrawiam
Marta
  

sobota, 16 maja 2015

Majowe zapachy

Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam maj: te pierwsze naprawdę ciepłe dni, budzącą się do życia przyrodę i nieziemskie zapachy. Wśród pachnących roślin prym wiedzie kalina, zaraz za nią pojawia się bez i konwalie, w międzyczasie kwitnie rzepak. Niektórych jego zapach drażni i irytuje, a mnie wprowadza w stan upojenia, gdy spacerując z synem codziennie przechodzimy obok pola pełnego żółtych kwiatów. Maj. Uwielbiam.

 
 
 

Wpadłam w stan zawieszenia. Jak to mówią "siedzę" w domu z dzieckiem: bawimy się, gotujemy, sprzątamy, chodzimy na spacery i ... dobrze mi z tym. Zawiesiłam wszystkie prace artystyczne, ale czuję się spełniona. Na to wszystko przyjdzie jeszcze raz, a dzieciństwo Młodego już się nie powtórzy. Dzięki niemu mam czas,  żeby choć na chwilę zwolnić i docenić uroki życia. Synuś: dziękuję, że jesteś :)
 
Marta

poniedziałek, 11 maja 2015

Happiness

Dziś słów niewiele. Podziwiajcie po prostu cudo, które stworzyła natura. Tyle lat mieszkam na wsi, często przechodziłam obok tych krzewów (niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu, jeśli źle myślę, ale to chyba jakiś gatunek głogu?), a nigdy nie zwróciłam uwagi, jak wyglądają pąki ich kwiatów. Śliczne, okrągłe kuleczki - i ten kawałek piękna przyniosłam do domu ze wspaniałego, niedzielnego spaceru z mężem i synem.
Czasem warto przystanąć, zwolnić na chwilę, zastanowić się nad życiem i docenić to, co mamy. Chłonąć całym sobą ten cudowny świat, który nas otacza. To właśnie te ulotne, piękne i szczęśliwe, ale też całkiem niepozorne chwile składają się na całokształt szczęścia w życiu. Bo musicie wiedzieć, że ostatnio moją dewizą życiową stało się hasło: Happiness is not a destination. It is a way of life - tak bardzo popularne na blogach, jest tym, z czym się utożsamiam.
 

Pięknych chwil Wam życzę
Marta

środa, 6 maja 2015

Owsianka kokosowo-migdałowa

Jako matka karmiąca już dawno przestałam przejmować się tym, co jest zamieszczone na szpitalnej liście produktów zalecanych i zakazanych. Gdybym się jej miała trzymać, do tej pory jadłabym gotowanego indyka, ryż i marchewkę, a na płatki owsiane nawet nie śmiałabym spojrzeć. Na szczęście Syn jest bardzo tolerancyjny i wszelkie wybryki matki przyjmuje bez mrugnięcia okiem. I dobrze, bo bez płatków owsianych to ja już żyć nie umiem. To, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia - teraz jest na porządku dziennym: od czasu ciąży owsianką zajadam się bardzo często i jeszcze uszczęśliwiam nią męża (czy tego chce czy nie :D). Tym razem stanęło na owsiance  pod roboczą nazwą "rafaello", choć ostatecznie ani trochę nie przypominała tych słynnych pralinek. Nie można jednak zaprzeczyć, że była pyszna!

 

Owsianka kokosowo-migdałowa
400 ml mleka
4 łyżki płatków owsianych
szczypta soli
1 łyżka otrębów owsianych
2 łyżki wiórków kokosowych
2 łyżki płatków migdałowych
1-2 łyżki żurawiny
3-4 kosteczki białej czekolady
 
Do mleka włożyć czekoladę i podgrzewając rozpuścić. Na gotujące się mleko wsypać płatki owsiane oraz otręby i posolić. W połowie gotowania dorzucić wiórki kokosowe. Gotować na małym ogniu często mieszając ok. 15 minut. Zestawić z ognia, przykryć i odstawić na około 5-10 minut. Po tym czasie wymieszać z połową płatków migdałowych i żurawiny (w razie potrzeby dodać cukru do smaku), a resztą posypać gotową już owsiankę.
Mówię Wam: wypas :) Może tak jutro na śniadanie?
 
Pozdrawiam
Marta
 






 

piątek, 1 maja 2015

Wyniki giveaway!

Zgodnie z zapowiedzią - dziś wyniki giveaway! Tytułem wstępu chciałam jednak najpierw podziękować tym, którzy tu zaglądają, zostawiają komentarze i - jak w tym przypadku - biorą udział we wspólnej zabawie. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :)
Powiem szczerze, że po ogłoszeniu giveaway miałam chwile zwątpienia, gdy przez pierwsze dwa dni nic się pod postem nie działo. Normalnie głucha cisza... Ale później, gdy komentarzy z dnia na dzień przybywało - mnie rosły skrzydła. Uzbierało się ich 46, co dla mnie jest wynikiem więcej niż satysfakcjonującym.
Do rzeczy jednak: zwycięzca wyłoniony został w losowaniu.


Szczęśliwa ręka mojego męża przyniosła dziś szczęście jednej osobie.

 
Tą osobą jest:

 
Serdeczne gratulacje! Zwyciężczynię proszę o kontakt (soledosheaven@gmail.com), a wszystkim jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że następnym razem również będziecie się bawić razem ze mną? :) Gdyby ktoś był zainteresowany deskami, odsyłam do banerka na pasku bocznym.

Pozdrawiam i gratuluję
Marta