poniedziałek, 16 lutego 2015

Gwiazdki w naszym domu

Rozpanoszyły się gwiazdki w naszym domu: jedne na body Młodego, drugie nad jego główką... Ale dla nas najważniejszą gwiadką - centrum naszego wszechświata - jest ON.
 
 
Jest jak nasze prywatne Słońce, wokół którego kręci się nasz cały świat. I tak jak świat bez Słońca nie mógłby istnieć, tak i my nie wyobrażamy sobie już życia bez Niego! I chociaż zmienił je całkowicie, postawił do góry nogami - to są zmiany na lepsze:)
 
 
Marta


niedziela, 1 lutego 2015

Wieczny niedoczas

Podziwiam  te z Was, które mając w domu małego brzdąca są jeszcze w stanie blogować - i to na najwyższym poziomie. Ja mam problem nawet z tak prozaicznymi czynnościami jak zrobienie prania czy ugotowanie jakiegokolwiek obiadu. W związku z tym niestety (i nad tym bardzo ubolewam) przesunie się trochę obiecane przeze mnie giveaway. Nie chcę rzucać słów na wiatr, ale obiecuję, że na pewno będzie - potrzebuję jeszcze trochę czasu.
 
 
W tej chwili nie mam czasu na nic ani dla nikogo. Cały swój czas poświęcam Młodemu. Czy mi z tym źle? Absolutnie nie. Już nigdy nie będę mogła ofiarować mu tyle czasu i uwagi, ile teraz. Cieszę się więc każdą minutą. Czasem jednak potrzebuję chwili oddechu, odwrócenia uwagi , oderwania myśli... Takie chwile najczęściej zdarzają się w niedziele, kiedy cała rodzina jest w domu i może mi wtedy pomóc w opiece nad naszym Maleństwem. Nie ma co ukrywać - moje życie kręci się wokół niego i wszystko jest jemu podporządkowane. Łącznie z moimi zachciankami kulinarnymi, a właściwie potrzebą ich ujarzmienia. Zaczęło się od ciąży. W pewnym momencie okazało się, że jestem na granicy cukrzycy ciążowej. Skończyły się więc ciasta, ciasteczka, a nawet - o zgrozo! - musiałam ograniczyć owoce. Dla mnie to prawdziwa katorga, bo jestem strasznym łasuchem i uwielbiam słodycze.
 
 
Myślałam sobie: odbiję to sobie po porodzie. Ach, ja głupia: nikt mnie nie uświadomił (a sama też niezbyt zagłębiłam się w temat), że przy karmieniu piersią czekolada (żeby tylko ona...) jest przeciwwskazana. I co? Dalej za mną chodziło coś słodkiego. Aż do ostatniej soboty: nie wytrzymałam. W ruch poszły jajka. Z żółtek i cukru powstał kogel - mogel, a białka trafiły do lodówki. Te wykorzystałam następnego dnia.

 
Postanowiłam zmierzyć się z bezami. Kiedy byłby lepszy czas niż teraz, gdy usilnie szukam okazji do wypróbowania mojego KitchenAid'a? Bezy wyszły przepyszne i meeega słodkie - czyli takie jak chciałam. Wyrazem mojej chęci na słodkie jest też książka, którą ostatnio nabyłam. BTW, fajnie się robi zakupy, gdy nie trzeba za nie płacić. Kojarzycie program PAYBACK? (w skrócie: zbieranie punktów za zakupy, które to punkty można wymienić na nagrody lub zapłacić nimi za zakupy u partnerów programu - tak właśnie ja zrobiłam tym razem).
 
 
Tym sposobem stałam się posiadaczką książki Doroty Świątkowskiej i pewnie niebagatelne znaczenie miał fakt, że moje bezy były robione według przepisu, który podała na swoim blogu i który się w 100% sprawdził. Ponadto urzekła mnie szata graficzna i ciekawe przepisy. Bo czy ja wspominałam, że uwielbiam książki kucharskie? Nie? To mówię: uwielbiam! Już nie mogę się doczekać chwili, gdy nie będzie mnie ograniczać dieta matki karmiącej i będę mogła wypróbować jej przepisy, bo zapowiadają się niezwykle smakowicie i obiecująco.
 
Marta